Nie potępiaj innych

Reżyser Mike Leigh w rozmowie z Barbarą Hollender opowiada o filmie „Kolejny rok”, który w piątek wchodzi do kin

Publikacja: 16.02.2011 01:02

Psycholożka Gerri (Ruth Sheen) i geolog Tom (Jim Broadbent) przeżyli razem ponad 30 lat i wciąż się

Psycholożka Gerri (Ruth Sheen) i geolog Tom (Jim Broadbent) przeżyli razem ponad 30 lat i wciąż się kochają

Foto: SPINKA

[b]Rz: Pana filmy sprawiają chwilami wrażenie paradokumentów. Nie tęskni pan czasem za kreacją? Za filmem, w którym pobawiłby się pan kinem jak zabawką?[/b]

Mike Leigh: Absolutnie mnie to nie interesuje. Lubię podpatrywać życie takie, jakim jest. Czasem tylko pozwalam sobie na odrobinę poezji.

[b]Lubi pan bohaterów swoich filmów?[/b]

Tylko raz zdarzyło się, że zaczynałem zdjęcia, nie darząc bohatera sympatią. To było przy „Nagich”. Znacznie zdrowiej jest, gdy reżyser czuje empatię, rozumie ludzi, o których opowiada, i ma ochotę poznać ich bliżej. Identyfikuję się z moimi bohaterami.

Mówię widzowi: „Popatrz, tacy jesteśmy. Z naszymi niedoskonałościami, z marzeniami, z drobnymi radościami. To my”.

[b]I unika pan wszelkich ocen…[/b]

Nie ma nikogo, kto by przeżył życie perfekcyjnie. Każdy z nas może obwiniać się o to, co sam zepsuł. Ale też przynajmniej o część swoich niepowodzeń ma pretensje do świata, okoliczności, braku szczęścia. Nie chcę w swoich filmach wystawiać szkolnych świadectw. Obserwuję życie w całej złożoności. A ono bywa tragiczne i komiczne. Mądre i głupie. Sprawiedliwe dla nas i niesprawiedliwe.

[b]W „Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia” portretował pan ludzi, którzy potrafią być szczęśliwi. W „Kolejnym roku” pokazuje pan tych, którzy tego nie umieją.[/b]

Para głównych bohaterów to ludzie spełnieni i pogodzeni ze światem, ale prawdą jest, że wokół nich jest wielu przegranych. Czy jest to więc film o szczęściu czy nieszczęściu? Wszystko zależy od nastawienia widza, od jego charakteru. Robię film, ale potem on już należy do publiczności. Nie lubię tłumaczyć moich filmów.

[b]Jak znajduje pan tematy?[/b]

Rozglądam się wokół i inspirują mnie różne rzeczy. Zasłyszana przypadkiem rozmowa, twarz, która mignie w tłumie. Ale potem jest długa i ciężka praca. Nie tylko moja. Nie piszę tradycyjnych scenariuszy. Zanim wyjdę na plan, blisko współpracuję z aktorami. Jak któryś z nich pyta, jaka ma być jego postać, odpowiadam: „Taka, jaką ją stworzysz”. Bo oni wnoszą do filmu swoją prawdę o człowieku. Zawsze myślę, że może wiedzą o bohaterze coś, czego ja nie wiem.

[b]Wraca pan często do swoich aktorów. Lubi pan pracować z ludźmi, którym pan ufa?[/b]

Z Lesley Manville spotkaliśmy się już w dziewięciu produkcjach. Rozumiemy się bez słów. Podobnie jak z Jimem Broadbentem, który w „Kolejnym roku” zagrał rolę, w jakiej publiczność go dotąd nie widziała. To oczywiste, że dobrze pracuje się z przyjaciółmi, z ludźmi o podobnej wrażliwości na świat. Poza tym oni są przyzwyczajeni do moich metod pracy. Nie protestują, kiedy daję im tylko te kartki scenariusza, na których występuje ich postać i kiedy na planie zaskakuję ich nowymi sytuacjami.

[b]Kręci pan filmy chronologicznie?[/b]

Gdybym dysponował pieniędzmi, które by mi na to pozwoliły, na pewno bym tak robił. Niestety, na sfilmowanie „Kolejnego roku” miałem tylko dziesięć tygodni. I ogrom-

nie dużo zawdzięczam operatorowi Dickowi Pope’owi, który potrafił każdą porę roku pokazać w innych barwach.

[b]Nie ma pan czasem ochoty nakręcić megaprodukcji za wielkie pieniądze, żeby nie liczyć się z każdym groszem?[/b]

Pyta pani, czy marzę o Hollywood? Nie. Jestem związany z kinem brytyjskim – emocjonalnie, ideologicznie, kulturowo. Nic mnie nie ciągnie do Los Angeles. Poza tym jaki aktor amerykański chciałby u mnie grać? Bez scenariusza? Kompletnie zwykłą postać? A pieniądze? Spotykałem za oceanem różnych facetów, którzy chcieli sfinansować moje filmy. Obiecywali złote góry, nawet rezygnowali ze swoich normalnych przywilejów. Dawali mi prawo decydowania o ostatecznym kształcie filmu i do przeróbek na planie. Ale stawiali jeden warunek: że zatrudnię gwiazdy, które zagwarantują im zwrot funduszy. I co? Tom Cruise miałby grać bezrobotnego chłopaka z przedmieścia, a Angelina Jolie samotną alkoholiczkę? Chyba żart. To ja już wolę kręcić za grosze. Zresztą, czy „Kolejny rok” byłby lepszy, gdyby kosztował 25 milionów?

[b]Do kogo, pana zdaniem, należy przyszłość kina? Wielkich studiów z hitami nafaszerowanymi efektami specjalnymi czy zapaleńców kina z lekkimi kamerami, umieszczającymi swoje filmy na YouTubie?[/b]

Oczywiście, że do tych drugich. Różne hollywoodzkie dinozaury mogą być przekonane, że 3d, 4d, nawet 10d uratuje ich wielkie fabryki, ale przypuszczam, że przyjdzie moment, gdy te fajerwerki widzom się znudzą. I wtedy znów zatęsknią za oglądaniem na ekranie realnego świata i prawdziwych ludzi.

[ramka]

[b]Recenzja[/b]

„Co chciałabyś w życiu zmienić, żeby było lepiej?” – pyta pacjentkę grana przez Ruth Sheen psycholożka Gerry, główna bohaterka „Kolejnego roku”. „Życie” – mówi kobieta o zmęczonej twarzy Imeldy Staunton. Więcej jej w filmie nie zobaczymy. Kamera będzie towarzyszyć pani psycholog i jej mężowi Tomowi (w tej roli świetny Jim Broadbent), którzy stworzyli ciepły dom, a teraz pięknie się starzeją. Ale otaczają ich zgorzkniali dziwacy, którzy popełnili w przeszłości niejeden błąd. Ludzie marzący, by – podobnie jak pacjentka z pierwszych scen – zacząć od nowa, inaczej, lepiej. Ale nikt im drugiego życia nie da.

Kolejny rok jest taki sam jak poprzedni i następny. Ktoś się rodzi, ktoś umiera, ktoś czuje się bardzo samotny. Jak owdowiały brat Toma, który stracił kontakt z synem. Jak przyjaciółka domu Mary, zapijaczona, żałosna kobieta, próbująca znaleźć partnera. Ale siła Mike’a Leigh polega na tym, że nawet na nią patrzy z empatią, współczuciem. Sprawia, że widz nie widzi jej śmieszności, lecz rozpacz i cierpienie.

[/ramka]

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"