Reklama

„Naga broń” – recenzja. Kto wyjdzie z kina po pięciu minutach?

Po nowej „Nagiej broni” z Liamem Neesonem nie spodziewałem się niczego innego niż dania posolonego równie mocno policyjnym nonsensem i dopieprzonego absurdalnym noirem jak oryginał.

Publikacja: 08.08.2025 09:45

„Naga broń” – recenzja. Kto wyjdzie z kina po pięciu minutach?

Foto: mat. pras. uip

Czy można podrobić tercet ZAZ (Jerry Zucker, Jim Abrahams, David Zucker), który dał nam nie tylko trzy części „Nagiej broni” (1988-1994), ale też choćby komedię „Czy leci z nami pilot?” (1980)? Nie da się. Twórcy nowej odsłony przygód detektywa Franka Drebina nawet tego robić nie próbują. Reboot „Nagiej broni” jest hołdem złożonym kultowej trylogii, która stanowi najlepszy przykład absurdalno-slapstickowego gatunku „spoof comedies”. Doskonalił go Mel Brooks („Płonące siodła”, „Młody Frankenstein” z lat 70.), ale w swoim wczesnym etapie twórczości był w niej zakochany również Woody Allen („Bananowy czubek”, 1971), zapatrzony od zawsze w braci Marx, których „Kacza zupa” (1933) jest kwintesencją tego rodzaju komedii.

Pozostało jeszcze 83% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się świat i Polska. Jak wygląda nowa rzeczywistość polityczna po wyborach prezydenckich. Polityka, wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i psychologia.

Czytaj, to co ważne.

Reklama
Plus Minus
Marta Wrzosek, mykolog: Grzyby oszukują nasze zmysły
Plus Minus
Filmy kręcone jednym ujęciem. Hit czy kit?
Plus Minus
W Niemczech temat bomby atomowej budzi pewien zbiorowy stan
Plus Minus
Kataryna: Dajcie żyć pierwszym damom. Już współczuję Marcie Nawrockiej
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: A jeśli Trump będzie chciał przywracać praworządność w Polsce?
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama