Tomasz Tokarczyk:
- Jako młody dyrygent chciałem się pokazać, zaprezentować swoje umiejętności, a nie jest to łatwe dla młodych twórców. Do nauki tego rzemiosła służą m.in. konkursy: wymagają opanowania dużego materiału i zapewniają kontakt z orkiestrą, który dla dyrygenta jest szczególnie ważny.
Białostocki przegląd dał mi bardzo wiele. Jury doceniło moją pracę i talent, a to uskrzydla człowieka, powoduje, że dalej chce kroczyć wybraną drogą. Mój udział i wygrana w konkursie miały też wymierne korzyści: otrzymałem zaproszenia z kilku filharmonii w Polsce i nie tylko. Oczywiście zanim dostałem propozycję z Filharmonii Narodowej, musiałem trochę popracować i pokazać się jako profesjonalny artysta, ale i takie zaproszenie nadeszło.
Białostocki konkurs będzie miał dopiero drugą międzynarodową edycję i trudno jeszcze wyrokować o jego znaczeniu na arenie międzynarodowej. Wiem jednak, że cieszy się olbrzymim zainteresowaniem wśród dyrygentów. Drugi – międzynarodowy konkurs im. Fitelberga w Katowicach – ma wielką renomę.
Do tej pory przegląd w Białymstoku był przedsionkiem do Fitelberga. Teraz staje się równoznaczny. To bardzo dobrze, że w Polsce mamy dwa niezależne konkursy, chociaż przegląd wyłącznie polskich adeptów dyrygentury też miał ważną rolę do odegrania.
Dziewięć lat temu w Białymstoku w pierwszym etapie wylosowałem uwerturę do opery „Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta. Nad tą operą kilka miesięcy po konkursie mogłem pracować w Szczecinie wspólnie z prof. Ryszardem Karczykowskim. I dopiero wówczas zrozumiałem tak naprawdę, co kryje w sobie ta partytura. Drugi mój konkursowy utwór to była „Niedokończona symfonia" Franciszka Schuberta. W tym etapie konkursu uczestnicy mają 20 minut, by zaprezentować się jury, a ja zatrzymałem się szczególnie długo na uwerturze. Kiedy rozmawiałem po konkursie z prof. Bogusławem Madeyem, dziś już nieżyjącym, mówił, że drżał o moje losy. 15 minut zajmowałem się uwerturą, na którą powinienem poświęcić najwyżej 10 minut. Potem zostało mi więc bardzo mało czasu, by w ogóle dotknąć tej symfonii. Ale moja praca wyraźnie się spodobała jury, przeszedłem do drugiego etapu, a tam ze wspaniałym chórem prowadzonym przez panią Violettę Bielecką pracowałem nad „Glorią" Schuberta.