Rz: Możemy już powiedzieć, że po siedmiu latach, we wrześniu, ukaże się pani nowa płyta?
Tak. Łatwo było odnieść wrażenie, że w tym czasie odpoczywałam, jednak siedem lat pracowałam nad siedmioma projektami. Próbowałam przeróżnych rzeczy. Po odejściu z Brathanków obraziłam się na folk. Czułam przesyt. Powiedziałam sobie, że mnie to nie kręci i będę śpiewać to, co mi się podoba – na przykład kompozycje na wielkie głosy. Spróbowałam, jednak cały czas ciągnęło mnie do muzyki etnicznej. Najfajniejsze okazało się muzykowanie, czyli spotkania z różnymi artystami. Mogliśmy bawić się dźwiękami. To, że się ukazały nagrania – było dla mnie mniej ważne.
Co to znaczy, że obraziła się pani na folk?
Przejadłam się poleczkami i skocznymi rytmami. Poleczki nigdy nie były moim ulubionym nurtem. Bardziej interesują mnie połamane rytmy latynoskie i afrykańskie. Mój najnowszy singel „Kobieta z moich snów" powstał z połączenia wielu stylistyk.