Pierwiastek ideowy
Otóż ci dwaj osobnicy, tak różni i dalecy, właściwie niemający ze sobą nic wspólnego, spotkają się w pewnej chwili i wejdą sobie w drogę, a nawet staną się dla siebie śmiertelnymi wrogami. Jaka sekwencja zdarzeń doprowadzi do tego? Otóż Rosa zrobiwszy niebywałą karierę jako doradca i strateg u boku polityka „najnowszej generacji", niejakiego Przybysza (skrajnego socjotechnika i manipulatora), znajdzie się w środowisku śmietanki towarzyskiej, a w nim – już jako postać o ustalonej renomie – spotka pewną kobietę i zakocha się w niej. Starowin zaś, jej kochanek, a ściślej: ekskochanek, przyczyni się do jej śmierci, choć wcale nie z powodów natury uczuciowej.
To właśnie ten splot wydarzeń stanie się punktem zwrotnym w życiu każdego z nich. Starowin przekroczy próg zbrodni, dokona aktu „transgresji", po czym zacznie się bać i żeby zatrzeć ślady, zniszczy swój cały dobytek, a wraz z nim i dorobek. Rosa zaś, wskutek wstrząsu, dozna wewnętrznej przemiany: zrozumie, że uczestniczył w nihilistycznej grze i wycofa się z niej. Co więcej, powróci na grunt tradycyjnej etyki i po raz pierwszy w życiu zapragnie sprawiedliwości, a nie tylko odwetu.
Ta dwutorowa historia, nakręcająca fabułę, nie stanowi jednakże celu samego w sobie. Autor traktuje ją tylko jako dobry punkt wyjścia do opisania spraw o wiele poważniejszych i ogólniejszej natury. Chodzi o nowe zjawiska w naszym życiu publicznym, o nowe formy walki o władzę i hegemonię, o deprawację umysłów i wykluczanie słabszych, słowem: o zwyrodnienia współczesnej demokracji, zwłaszcza w polskim wydaniu. Wildstein widzi to tak: system totalitarny, jaki w Polsce panował przez blisko 50 lat, choć niewątpliwie upadł, nie został jednak bezwzględnie, do reszty przezwyciężony. Pewne jego relikty niczym komórki rakowe pozostały nietknięte i odnawiają chorobę, tyle że przybiera ona inną formę.
Chodzi o dwa czynniki: ludzki i ideowy. Ludzki to znaczna rzesza nierozliczonych kadr, wszelkich beneficjentów idei „grubej kreski": uwłaszczeni bonzowie niegdysiejszego reżimu, w tym głównie służb specjalnych. To oni – przemalowani lub działający z ukrycia, wyposażeni w środki i narzędzia szantażu – mają faktyczną władzę i wpływ na rzeczywistość. W poprzednim wcieleniu bezwzględni dławiciele wolności, obecnie – jej wyznawcy i rzekomi obrońcy przed zakusami „reakcji". W istocie zaś, jak zawsze, cwani wyzyskiwacze, żyjący cudzym kosztem, jakby mający we krwi przemoc i dominację.
Pierwiastek ideowy jest bardziej skomplikowany i o wiele trudniejszy do identyfikacji, a tym bardziej zwalczenia. Chodzi o prąd umysłowy, kultywowany głównie przez światową lewicę, mający swoje źródło w oświeceniowej utopii. To nowoczesna myśl postulująca wszechstronne i radykalne wyzwolenie człowieka z niewoli „atawizmów" i wielorakich „przesądów", wyrosłych na „grząskim gruncie" tradycji religijnej. Ten kolosalny projekt reklamuje sam siebie jako „zbawczy", „przyjazny", a w każdym razie „słuszny" – jedynie postępowy. Kto jest przeciwko niemu, określa się jako wsteczniak oraz zakała ludzkości, i przyłącza tym samym do sił światowej reakcji. W Polsce przed tym szantażem szczególnie trudno się bronić, bo nie da się zaprzeczyć, że na wielu odcinkach panuje zacofanie. A poza tym... jak można opierać się Zachodowi, skoro przez lata komuny był on źródłem nadziei i punktem odniesienia! Przecież przez cały „soc" wzdychało się do Zachodu: marzyło się, aby kiedyś na powrót do niego dołączyć, i walczyło się o to. Któż nie chciał, aby znów być demokracją zachodnią, a nie wschodnią („ludową") i cieszyć się wolnym rynkiem oraz wolnością słowa! I oto – stało się, marzenia się spełniły. Jakże więc teraz odrzucać projekt modernizacji człowieka i społeczeństwa, który stamtąd przychodzi?
I tuwłaśnie się kryje główne niebezpieczeństwo, na które Wildstein wskazuje i przed którym ostrzega. Otóż powiada on, że cała owa koncepcja „wyzwolenia człowieka" – odrzucenie religii, narodu i tradycji oraz stworzenie nowego porządku społecznego na gruncie totalnej wolności – wywodzi się dokładnie z tego samego źródła, z którego się zrodziły komunizm i państwo totalitarne. Więcej: że cały ów projekt to dalszy ciąg tamtego utopijnego myślenia wywodzącego się z hybris – odwiecznej ludzkiej pychy – że człowiek mianowicie sam dla siebie jest bogiem i może siebie stwarzać tak, jak mu się podoba. Jedyną różnicą jest to, że marksizm i jego praktyki przybyły do nas ze wschodu w formie przefiltrowanej przez sowieckie imperium i były wdrażane siłą, a nowa ideologia „wyzwolonego człowieka" dociera do nas bezpośrednio z Europy i niby nie pod presją. I dlatego też nie jest właściwie rozpoznawana jako kolejna pułapka, a w każdym razie choroba rozkładająca wspólnotę.