Pro - Jacek Cieślak
Kogo grają...
Rola Janusza Gajosa, mocna jak nowy przekład Jacka Poniedziałka, to największy atut spektaklu o hipokryzji niepasujących do siebie ludzi. Pozornie tworzą rodzinę, a chodzi im tylko o forsę.
Reżyserem jest Grzegorz Chrapkiewicz, ale nie byłoby przedstawienia, gdyby nie Jacek Poniedziałek. Jego tłumaczenie wydobyło z dramatu Tennessee Williamsa piekło rodziny miliarderów z amerykańskiego Południa. Na jej czele stoi Duży Tata, grany przez Janusza Gajosa.
To najlepsza od lat rola aktora, pikantna i niejednoznaczna. Najpierw oglądamy festyn chamstwa i opryskliwej szczerości. Duży Tata demoluje nastrój urodzinowego przyjęcia, bluzgając jak woźnica i „pokazując ptaka" napastliwie pazernemu księdzu. Potem zaciskamy pięści, by przywalić gburowi, który z premedytacją bawi się nieszczęściem pogubionych synów, gdy sam odzyskał wiarę w życie po dobrych wynikach badań. Gardzimy jego prostactwem, kiedy szydzi z żony. Ale Gajos potrafi tak grać, że podłe marzenie starego byka o młodej, nagiej dziewczynie w norkach, z którą chciałby się pieprzyć bez końca, budzi zrozumienie. A nawet śmiech kobiet na widowni.
W końcu okazuje się, że Duży Tata jest jak cebula: chce się płakać nad losem tego człowieka, gdy odsłania kolejne pokłady skomplikowanej osobowości. Zwłaszcza gdy facet uważany za szorstkiego prostaka próbuje nawiązać dobre relacje z synem Brickiem (Grzegorz Małecki) podejrzewanym o homoseksualizm. Tym wszyscy tłumaczą nieudany związek z piękną Margaret (Małgorzata Kożuchowska), brak dziecka i alkoholizm, w jaki brnie po samobójczej śmierci przyjaciela.