Martin Pollack - rozmowa

Martin Pollack o europejskiej tożsamości, studiach w PRL i Ryszardzie Kapuścińskim opowiada Marcinowi Kube.

Aktualizacja: 27.11.2013 08:15 Publikacja: 27.11.2013 08:02

Martin Pollack: – Nie jest moim zadaniem oceniać Polaków. Powstają wspaniałe książki, toczą się ciek

Martin Pollack: – Nie jest moim zadaniem oceniać Polaków. Powstają wspaniałe książki, toczą się ciekawe i bardzo bolesne dyskusje. Jestem pełen zachwytu, macie wspaniałych pisarzy i eseistów

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Przyjeżdża pan do Warszawy na debatę Unia – Obywatel – Człowiek w Teatrze Polskim. Pierwszy raz trafił pan do Polski w 1965 r. Jakie było pierwsze wrażenie?

Sześć książek w Polsce


Martin Pollack:

Z początku byłem nieco rozczarowany, ale z czasem urzekła mnie tutejsza egzotyka, zwłaszcza prowincji. Wciąż poznawałem ciekawych ludzi, jeździłem autostopem i chłonąłem atmosferę. To było jak podróż w czasie sto lat wstecz. Trafiłem raz w Boże Narodzenie do Augustowa. Tam wszystko pozamykane. Ludzie nie rozumieli, czego ja chcę, nikt nie przypuszczał, że zapuści się tam jakiś turysta. A ja przez tydzień chodziłem i zachwycałem się tym miejscem. To był piękny czas.

Zobacz na Empik.rp.pl

Jak to się zmieniło do lat 80.?

Wtedy byłem już w Polsce osobą niepożądaną. Chociaż na moment całkiem mimowolnie stałem się bohaterem „Trybuny Ludu" i „Sztandaru Młodych". Gdy opublikowałem tekst o Ottonie Schimku, patronie młodych, którzy nie chcieli iść do wojska. Odkryłem, że Schimek nie był wielkim bohaterem i męczennikiem, tylko zwykłym chłopakiem, który nie chciał iść na wojnę. Nie chciałem umniejszać jego śmierci, tylko opowiedzieć prawdziwą historię. Propaganda to jednak wykorzystywała i nagle zaczęto o mnie pisać jako o „najlepszym dziennikarzu austriackim".

Mówił pan kiedyś, że nie będzie pisał o akcji „Wisła", bo zostawia to Polakom. Drąży pan ciemne karty rodzimej Austrii, ale Polaków pan nie chce rozliczać?

Nie jest tak, że w ogóle o tym nie piszę. W „Pogromcy wilków" pojawia się historia na ten temat. Przede wszystkim jestem jednak Austriakiem i chcę mówić o sprawach, które dotyczą bezpośrednio mnie. Czy to przez miejsce, czy przez więzy rodzinne. Wciąż zadaję sobie pytanie o to, kim jestem, skąd pochodzę? Weźmy na przykład „Śmierć w bunkrze". To historia o moim ojcu, rodzinie, ale też opowieść o mentalności austriackiej.

Czuje pan więź z twórcami, którzy piętnują niechlubne postawy i przeszłość Austriaków, jak choćby z Thomasem Bernhardem? Czy pańskie książki też spotykają się z chłodnym odbiorem?

Nie chcę się porównywać z Bernhardem, jednym z największych pisarzy. Znałem go osobiście i bardzo cenię. Coś jest jednak w naszej austriackiej atmosferze niepokojącego. Ciągle za mało pracujemy nad przeszłością, zwłaszcza gdy porównamy się z Niemcami. Dlatego tym bardziej trzeba o tym pisać. Przyzwyczaiłem się już, że nie wszyscy mnie kochają.

A Polacy odrobili swoją lekcję historii?

Nie jest moim zadaniem oceniać Polaków. Powstają wspaniałe książki, toczą się ciekawe i bardzo bolesne dyskusje. Jestem pełen zachwytu, macie wspaniałych pisarzy i eseistów. Oczywiście, zawsze możemy powiedzieć, że wciąż jest coś do zrobienia. To stopniowy proces i trudno stwierdzić nagle: „Dobra, tyle już zrobiliśmy, zamykamy temat". Z dnia na dzień może się okazać, że wskutek jednej publikacji pojawia się wielki, trudny temat, jak w przypadku Jedwabnego.

Słychać czasem głosy, że skoro nie rozliczyliśmy się do końca z naszych zbrodni, to jeszcze nie pora mówić o bohaterskich postawach.

Trzeba mówić o jednych i drugich. Opowiadać należy o wszelkich doświadczeniach – o tragediach, ale nie tylko.

U pana w rodzinie nie mówiło się o wszystkim. Samodzielnie dociekał pan prawdy o ojcu, członku SS i gestapo.

To zaciążyło na moim życiu, ale trudno mi dzisiaj oceniać, czy to milczenie było dobre czy złe. Może to zabrzmi dziwnie, ale nie wstydzę się, że pochodzę z takiej, a nie innej rodziny. Musimy mieć świadomość, że taka była Europa! Nie możemy wypierać przeszłości, tylko próbować ją zrozumieć, by się nie powtórzyła.

Świadomość to jedno, ale stosunki z rodziną ojca zerwał pan jeszcze na studiach.

Oni nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Byłem trzy tygodnie temu w Amstetten, skąd pochodzi rodzina mojego ojca. Na cmentarzu zapaliłem znicze na grobach krewnych. Dzień później zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że wszystkie świeczki zniknęły. Ktoś się dowiedział, że ja – ta świnia – się tam pojawiłem, i usunął ślady mojej obecności. Co mam powiedzieć? Można się śmiać, ale z drugiej strony trochę smutno.

Mówił pan, że krystalicznych bohaterów jest niewielu. Jak pan odebrał napisaną przez Artura Domosławskiego kontrowersyjną biografię Ryszarda Kapuścińskiego, którego pan znał i tłumaczył jego książki na niemiecki?

Pytano mnie nawet, czy nie podjąłbym się tłumaczenia, ale odmówiłem. Przyjaźniłem się z Ryszardem. Nie jestem przeciwko wydawaniu tej książki. O wszystkim wolno dyskutować. Po prostu sądzę, że ta biografia ma wiele słabych stron. Z drugiej strony wielu ciekawych rzeczy się z niej dowiedziałem. Nie ma co ukrywać pewnych faktów, np. o politycznej przeszłości Kapuścińskiego. Inną sprawą są kwestie prywatne, to było niepotrzebne.

Jaka będzie pana następna książka?

Za moment ukażą się moje wykłady z Grazu, a co dalej – jeszcze nie wiem.

Ma pan opinię świetnego reportażysty. Czy jednak nie pojawia się pokusa, żeby napisać coś beletrystycznego?

Czasem sobie myślę, że może już dorosłem, by spróbować sił jako literat, ale nie wiem, czy zdążę... Mam jeszcze tyle tematów dokumentalnych do opowiedzenia.

Mariusz Szczygieł twierdzi, że współczesność przynosi tak wiele niesamowitych wydarzeń, że jest coraz mniejsza potrzeba, by coś wymyślać. Czy reportaż wypiera fikcję literacką?

Do pewnego stopnia się zgadzam. Urodziłem się w czasie wojny i od tej pory byłem świadkiem tylu niezwykłych rzeczy, że nie starczyłoby czasu, żeby wszystko opisać.

Świat się zmieniał bardzo gwałtownie i gruntownie. Rzeczywiście, mamy wiek reportażu i najbardziej zajmujące jest to, co się dzieje wokół nas.

Sześć książek w Polsce

Martin Pollack urodził się w 1944 r. w austriackim Bad Hall. Jest pisarzem, reportażystą, eseistą i tłumaczem. Do Polski przyjeżdża regularnie od lat 60. Studiował slawistykę i historię, m.in. na uniwersytetach w Wiedniu, Warszawie i Sarajewie. Pod koniec lat 80. był korespondentem niemieckiego tygodnika „Der Spiegel". Dotychczas Wydawnictwo Czarne opublikowało w Polsce sześć książek Austriaka, w tym „Śmierć w bunkrze" (2006) opisującą życie jego ojca, nazisty Gerharda Blasta, oraz „Cesarza Ameryki" (2011) o fali emigracji z Galicji pod koniec XIX w. 2 grudnia weźmie udział w dyskusji Unia – Obywatel – Człowiek razem z pisarkami Esther Vilar i Kają Malanowską, organizowanej w Teatrze Polskim w Warszawie z okazji Europejskiego Roku Obywateli 2013 r.—mku

Przyjeżdża pan do Warszawy na debatę Unia – Obywatel – Człowiek w Teatrze Polskim. Pierwszy raz trafił pan do Polski w 1965 r. Jakie było pierwsze wrażenie?

Sześć książek w Polsce

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"