Dianne Reeves zaśpiewała w sobotę w Warszawie ze swoim kwartetem. Przyleciała z zasypanego śniegiem Denver, a najbardziej ucieszył ją widok czerwonych róż na scenie i elegancki wystój Opery Narodowej. - Tu jest jak w niebie - zawołała na powitanie. - Chciałabym zabrać te róże ze sobą, ale chyba nie wpuszczą mnie z nimi do samolotu - dodała później.
Na warszawski koncert przygotowała specjalny program złożony z utworów z jej nowego albumu „Beautiful Life", tematów bożonarodzeniowych i swoich ulubionych standardów m.in. „Stormy Weather" i „One For My Baby". - Macie szczęście usłyszeć ten album przed wszystkimi - powiedziała w rozmowie z „Rz". To racja, bo premiera światowa została zapowiedziana luty i wtedy pełny program zaprezentuje na Bielskiej Zadymce Jazzowej.
Swój występ rozpoczęła od piosenki „Dreams" Stevie Nicks z nowej płyty. To znakomicie zaaranżowany temat z cechami przeboju, a wokalistce pozwolił rozgrzać głos przed popisową partią. „Tango" to jej własna kompozycja, którą wykonuje od kilku lat, ale dopiero teraz umieściła na płycie. Latynoskie rytmy zachęciły ją do szalonych improwizacji scatem. Kto po raz pierwszy przychodząc na koncert Dianne Reeves nie wiedział, czego się spodziewać, od tego momentu był pewien, że ma przed sobą jedną z najwybitniejszych współczesnych wokalistek.
Prosto z Denver „przywiozła" trochę śniegu w słowach tradycyjnego, świątecznego tematu „Let it Snow". Jeszcze ciekawiej interpretowała opowieść „Little Drummer Boy". - Przyleciałam zmęczona, ale nie na tyle, żeby nie wybrać się na zakupy. Widziałam piękne dekoracje. Lubię ten czas, kiedy ludzie robią miłe rzeczy - powiedziała artystka znana w USA z dobroczynnych akcji. Dlatego jej „Christmas Time is Here" zabrzmiało tak przekonująco.