Wojciech Smarzowski - rozmowa

Wojciech Smarzowski o nowym filmie „Pod Mocnym Aniołem", o alkoholizmie, miłości do Polski i planach ?na przyszłość - opowiada Barbarze Hollender.

Aktualizacja: 15.01.2014 15:17 Publikacja: 13.01.2014 12:53

Wojciech Smarzowski - rozmowa

Foto: materiały prasowe

W naszym kinie powstało kilka ważnych filmów o alkoholizmie. Od „Pętli" Hasa zaczynając, na „Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Koterskiego kończąc. Jednak żaden nie pokazywał alkoholików tak jak „Pod Mocnym Aniołem". Nawet „Żółty szalik" Morgensterna, do którego scenariusz napisał Jerzy Pilch, był obrazem eleganckim. Pan, ekranizując książkę tego samego autora, bardzo naturalistycznie pokazuje degrengoladę i upodlenie: obrzyganą windę, zasrane spodnie, deliryczne drgawki, mętny wzrok facetów, zniszczoną cerę kobiet, wulgarność, brzydotę, czasem agresję.

Wojciech Smarzowski:

Ja generalnie lubię realizm. A z drugiej strony chciałem odbić się od wszystkiego, co dotąd zostało pokazane na ekranie. W „Zostawić Las Vegas" alkohol był sfotografowany jak w reklamie, po tym filmie aż chciało się napić. Dlatego pomyślałem, że trzeba podejść z kamerą blisko. Pokazać w inny sposób, co ta choroba ze sobą niesie.

Konkurs: W czwartek, 16 stycznia, w ramach cyklu „Kocham Kino w Multikinie" odbędzie się przedpremierowy pokaz najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego - dla naszych czytelników mamy zaproszenia

W swoim filmie odbił się pan od literackiego pierwowzoru, gdzie picie jest uwznioślone, niemal gloryfikowane.

Pierwszy raz przeczytałem książkę Pilcha ponad dziesięć lat temu. Zrobiła na mnie duże wrażenie, ale uznałem ją za niefilmową. Potem przypadkiem ta powieść do mnie wróciła i znalazłem do niej klucz, m.in.  w języku, w dialogach. Inaczej mówią postacie Pilcha, inaczej te z moich filmów. Z tego zderzenia narodził się pomysł na ekranizację. Próbowałem też uciec od linearnego opowiadania, ale chciałem, żeby widz sam sobie odpowiedział, co dzieje się naprawdę, a co w głowie bohatera. Zrobiłem film o zapętleniu w czasie.

I o bezradności, niemożności wyjścia z nałogu.

A czy Jerzemu udało się w końcu rzucić picie czy nie? Jak pani myśli?

Po powrocie z kolejnego odwyku zostawia go pan na środku ulicy. Chciałabym wierzyć, że tym razem pójdzie do domu, a nie do baru. ?Ale naprawdę nie wiem, jak będzie.

Ci, którzy wierzą w ludzi, mają nadzieję, że mu się uda. Ci, którzy w nich wierzą trochę mniej, uważają, że mu się nie uda.

A pan?

Myślę, że mu się uda. Daję mu 70 proc. szansy, że tym razem będzie inaczej.

Jeszcze niedawno wydawało się, że polskie picie związane było z PRL-em. Według statystyk w Polsce rośnie spożycie wina i piwa, spada wódki. Tymczasem od kilku dni media bombardują nas informacjami o tragediach spowodowanych przez pijanych kierowców ?i kobietach, które rodzą ?dzieci mając we krwi ?ponad 2 promile alkoholu. Pana film jest potwornie aktualny.

W PRL-u pijak w kufajce siedział z butelką w ręku, na przystanku albo pod sklepem o dziesiątej rano. Piło się równo – od poniedziałku do niedzieli, bo nie było alternatywy. Teraz ludzie boją się na przykład, że stracą pracę. Więc w poniedziałek leczą kaca, wtorek, środa są bezpieczne, w czwartek można już walnąć lufę, w piątek „spożycie" idzie w górę, w sobotę osiąga kulminację, w niedzielę trzeba jeszcze wycieniować małym piwem. I dochodzimy do poniedziałku. Ale problem picia wciąż istnieje. Co więcej, piją i mężczyźni, i kobiety, tylko może inaczej. Wie pani, jaka pojemność alkoholu najczęściej jest kupowana w sklepach?

Litr?

W PRL-u środkiem płatniczym było pół litra. Potem obrośliśmy w pióra, więc popularne stało się ?0,7 litra. A teraz największe wzięcie mają „małpki" ?– 0,25 litra i „spacerówki" ?– 0,1. Taką ilość alkoholu można walnąć, wyprowadzając na spacer psa. Albo w pracy, potem wystarczy umyć zęby i jest OK. Pije się przecież niezależnie od statusu społecznego, od tego, kim się jest i czym się zajmuje.

W „Pod Mocnym Aniołem" pacjentami oddziału odwykowego są ludzie z różnych sfer społecznych. Kierowca TIR-a, górnik, bezrobotna kobieta, ksiądz, reżyser, pisarz.

Chodziło mi o to, żeby widzowie, kimkolwiek są, zadali sobie uczciwie pytanie: czy kontrolują swoje picie czy już nie?

Kiedyś mówił pan, że trzeba wiedzieć, dlaczego sięga się po kamerę. Tym razem zrobił to pan dla tego pytania?

Tak. I chciałem dać konkretny sygnał.

To znaczy?

Żeby pić mniej. Nie żeby nie pić, tylko właśnie tak: żeby pić mniej. Żeby się zastanowić. Może „Pod Mocnym Aniołem" jest filmem ostrzegawczym.

Tak naprawdę wszystkie pana obrazy są ostrzegawcze.

Bo ja stale kręcę ten sam film.

O tym, kim jesteśmy? Co wnosimy do dzisiejszej Polski ze starej mentalności? O naszych grzechach głównych? Po „Weselu" czy „Drogówce" zarzucano panu, że portretuje pan Polskę splugawioną. ?A ja myślę, że dzisiaj patriotyzm – świadomie używam tego wyświechtanego słowa – polega na tym, żeby robić takie filmy. W wolnym kraju nie trzeba już „podtrzymywać ducha". Trzeba być krytycznym ?i pokazywać, co jest nie tak. Żeby się od czegoś odbić.

Też tak myślę. Zawsze powtarzam, że robię filmy z miłości do Polski. Choć wiem, że nie są to obrazy, które będą wyświetlane w samolotach LOT-u jako jej wizytówka.

Praca nad nimi musi być czasem bolesna i dołująca.

„Anioł" rzeczywiście był obciążający. „Różę" też odchorowałem. Ale jak się jest szewcem, kucharzem, dziennikarzem, to również przeżywa się stresy. Nie wiem, czy byłoby lżej, gdybym był kierowcą TIR-a.

Ale pan nie odpuszcza, tylko wali widzów w łeb każdym filmem. Niektórzy artyści dla równowagi psychicznej robią czasem coś lżejszego.

Dla mnie terapią miała być „Drogówka".

To gratuluję!

Każdy ma taką terapię, na jaką sobie zasłużył. A poważnie: myślałem, że to będzie lekki film, a wyszło jak zawsze.

Następny ma być o rzezi wołyńskiej?

Mam już scenariusz „Nienawiści". Pisanie zajęło mi dwa miesiące, ale przedtem przez półtora roku czytałem relacje, zapiski, świadectwa z tamtego czasu. To było ciężkie doświadczenie, tam działy się potworne rzeczy. Musiałem robić przerwy, żeby to wszystko przetrawić i wymyślić klucz do filmu.  Kiedy ruszy produkcja, te emocje wrócą.

Czyli rzuca się pan w następny trudny projekt?

Będę pewnie miał przerwę, bo „Nienawiść" wymaga zebrania sporego budżetu. Poza tym powstaną jeszcze kolejne wersje scenariusza. Tekst jest  konsultowany przez kresowiaków, historyków, trochę zmieni się też po próbach z aktorami i po dokumentacji.

Po premierze „Róży" obiecywał pan sobie, że więcej nie zrobi filmu historycznego.

Tak, bo w Polsce jesteśmy na  to za biedni, wizji takich filmów brakuje i producentom, i inwestorom. Ale po „Róży" miałem znakomity odzew widzów. Pamiętam na przykład wspaniałe spotkania z mieszkającymi w Niemczech Polakami, którzy mają korzenie na Śląsku czy na Mazurach. Dlatego pomyślałem, że warto.

„Nienawiść" będzie bardziej brutalna niż „Róża"?

Stale zastanawiam się, jak pokazać okrucieństwo kresowej rzezi. Jak stopniować emocje i brutalne obrazy, by widzów do filmu nie zniechęcić.

A pan sam potrafi uciec od świata, o którym opowiada?

Tak. Mam rodzinę, gram z synami w FIFA, czytam książki, oglądam filmy, idę na godzinę do lasu. Nauczyłem się żyć. Do takiej umiejętności trzeba dojrzeć. Ale to nie znaczy, że mniej intensywnie pracuję. Nie wiem, ile mam przed sobą lipców, a jest jeszcze kilka tematów, o których myślę.

Kolejne polskie grzechy?

Te grzechy są uniwersalne. Ludzkie.

Opowie pan kiedyś w kinie o miłości?

Chciałbym nakręcić film, którego akcja trwałaby tyle co mecz. Rozgrzewka, po niej 90 minut gry z przerwą, potem to, co doliczy sędzia, a na końcu trzeba jeszcze spalić stadion. Wymyśliłem sobie, że kamery zamontuję na głowach 11 zawodników (aktorów), a w postprodukcji te kamery wyczyszczę. Może zrobię coś takiego za dwa lata, może za trzy, po „Nienawiści". Ale to jest na razie tylko pomysł formalny. A o czym ten film będzie? Może właśnie o miłości? Nie wiem, o czym będę chciał wtedy opowiadać. Kiedy zrobię film o rzezi wołyńskiej, będę pewnie innym człowiekiem.

Filmy pana zmieniają?

Życia nie można przepróbować, więc nie mam pojęcia, jaki byłbym, gdybym ich nie robił. Ale myślę, że zmieniają.

A ma pan jakieś zawodowe marzenie?

Chciałbym kiedyś pracować w bardziej luksusowych warunkach. Na razie w Polsce reżyser nie ma prawa się pomylić. Powiedzieć: „Ta scena źle wyszła, muszę ją przekręcić". Nie może na planie się zastanawiać: może tak? Albo tak? Musi być przygotowany i precyzyjny, żeby mu nie zabrakło dni zdjęciowych. Ja mam szacunek dla pieniędzy i nie chcę marnotrawić kasy, ale chciałbym zrobić film, który mógłbym wymyślać w trakcie zdjęć, improwizując. To byłby ciekawy eksperyment.

Na takie warunki w polskim kinie będzie pan musiał pewnie jeszcze trochę poczekać.

Wiem. Ale nie skarżę się. ?I tak jest dobrze. Robię filmy. Czyli to, co lubię.

KONKURS

W czwartek 16 stycznia w ramach cyklu „Kocham Kino w Multikinie" widzowie będą mogli zobaczyć przedpremierowo najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego „Pod Mocny Aniołem". Na film zaprasza autorka cyklu, Grażyna Torbicka.

W Multikinie Złote Tarasy odbędzie się spotkanie z reżyserem, Wojtkiem  Smarzowskim i aktorami występującymi w filmie: Robertem Więckiewiczem i Julią Kijowską.

Dla naszych czytelników mamy po jednym zaproszeniu na seanse w Multikinie Warszawa Ursynów, Gdańsk i Kraków.

MultikinO Warszawa Ursynów - 1 podwójne zaproszenie - (esemes o treści ZW.01.Imię Nazwisko)

Multikino Gdańsk - 1 podwójne zaproszenie - (esemes o treści ZW.02.Imię Nazwisko)

Multikino Kraków - 1 podwójne zaproszenie - (esemes o treści ZW.03.Imię Nazwisko)

 

Aby je wygrać, wyślij w poniedziałek (13 stycznia) esemes z danym kodem na nr 71601 (cena 1 zł plus VAT - 1,23 zł).

Wygrywa co drugi esemes  nadesłany na dany kod w godz. 13-15 w dniu 13  stycznia, do momentu wyczerpania puli nagród (zaproszenie będzie można odebrać na miejscu w dniu seansu, informacja o wygranej znajdzie się w sms-ie zwrotnym).

W naszym kinie powstało kilka ważnych filmów o alkoholizmie. Od „Pętli" Hasa zaczynając, na „Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Koterskiego kończąc. Jednak żaden nie pokazywał alkoholików tak jak „Pod Mocnym Aniołem". Nawet „Żółty szalik" Morgensterna, do którego scenariusz napisał Jerzy Pilch, był obrazem eleganckim. Pan, ekranizując książkę tego samego autora, bardzo naturalistycznie pokazuje degrengoladę i upodlenie: obrzyganą windę, zasrane spodnie, deliryczne drgawki, mętny wzrok facetów, zniszczoną cerę kobiet, wulgarność, brzydotę, czasem agresję.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla