Największym bestsellerem roku był album „Spis rzeczy ulubionych” Andrzeja Piasecznego z muzyką Seweryna Krajewskiego. Przebojowe piosenki pop z refleksyjnymi tekstami podbiły serca słuchaczy wielu pokoleń. Piasek i Krajewski, przez wielu już skreśleni, wrócili również znakomicie przyjmowanymi koncertami. Martwi, że ten bestseller sprzedał się ledwie w sześćdziesięciu kilku tysiącach egzemplarzy. Piractwo, również w Internecie, robi swoje.
Krajowym albumem roku jest „Hurra!” Kultu. Po personalnych animozjach grupa powróciła do muzycznej formy pod przywództwem Kazika, który zaśpiewał mocne teksty o konsumpcjonizmie, pazerności i politycznej amnezji. Kayah nagrała osobisty i kameralny kompakt „Skała”, ale dopiero na koncertach piosenki zabrzmiały idealnie. Mam zastrzeżenia do płyty Hey „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Gdyby wyszła pod szyldem Kasi Nosowskiej – uznałbym ją za popowy hit z niezwykle dojrzałymi tekstami. A tak żałuję, że zespół odchodzi od rocka. Nie podoba mi się też transformacja Agnieszki Chylińskiej. Wcześniej ostro krytykowała kolegów z Kombii, a sama nagrała komercyjny krążek. Żałuję również Maćka Maleńczuka. W jego muzyce zbyt wiele jest dancingu, a za mało psychodelii. Porażkę poniósł drugi album Feela, niedawnego muzycznego lidera sprzedaży. Zespół występujący wszędzie, w końcu się przejadł.
Umocniły swoją pozycję Pustki i Gaba Kulka, ale w muzyce alternatywnej największym wydarzeniem był dla mnie debiut zespołu Biff złożonego z członków Pogodno i Los Trabantos. Ich płyta „Ano” jest pod każdym względem błyskotliwa: inteligentna i dowcipna. Zastrzyk młodej energii przyniosła „Jedynka”, debiutancka płyta postpunkowej formacji Kumka Olik. The Car Is On Fire zaprezentowali światowy poziom na płycie „Ombarrops!”.
Światowo można było poczuć się na koncertach zagranicznych gwiazd. Po latach oczekiwań zobaczyliśmy Madonnę. Największą superprodukcję zaprezentowało U2. Nareszcie mieliśmy szansę usłyszeć Radiohead. A także Morriseya, Davida Byrne’a i Grizzly Bear.
Za zagraniczną rewelację roku uważam „Hobo” Charliego Winstona, który wystąpił na kameralnym koncercie w Trójce. Świetne były też płyty Dead Weather „Horehound” i Kasabian „West Ryder Pauper Lunatic Asylum”.