Na słynnym zdjęciu zrobionym podczas ogłaszania wyników Konkursu w 1975 roku rozentuzjazmowany tłum podrzuca w górę Krystiana Zimermana. Kiedy zwyciężył, stał się bohaterem, naszym dobrem narodowym. Mało kto wie jednak, że w 1975 roku do tego sukcesu mogło nie dojść.
Lidia Grychtołówna, nestorka polskiej pianistyki, opowiadała mi, że podczas Ogólnopolskiego Konkursu Chopinowskiego, którego wyniki decydowały w PRL, kto z pianistów będzie nasz kraj reprezentował w Konkursie 1975 roku (zgłoszenia indywidualne były niedozwolone), jury doceniło co prawda talent Krystiana Zimermana, ale uznało, że jest stanowczo za młody i może poczekać pięć lat na prawo startu. Protest Lidii Grychtołówny na szczęście zmienił zamysł jurorów.
Skromny ale i konsekwentny
Po zwycięstwie miliony rodaków widziały w 18-letnim Krystianie Zimermanie wyjątkowego pianistę, ale też zwykłego nastolatka, który przed najważniejszym dla siebie sprawdzianem pojechał z profesorem Andrzejem Jasińskim wyciszyć się na mazurskich jeziorach. Takim chłopcom życzliwie się kibicuje. Jak wtedy, gdy w 1963 roku niespełna siedmioletni Krystian wystąpił w programie katowickiej TVP, a w kamienicy, w której mieszkał, wszyscy zasiedli przed telewizorami i trzymali kciuki, by mu się udało.
Bardzo szybko okazało się, że najmłodszy wówczas triumfator w dziejach Konkursu Chopinowskiego pójdzie własną drogą. Pozostanie skromny, a jednocześnie konsekwentny w decyzjach, nawet wówczas, gdy inni nie będą rozumieć jego postępowania. Tak było choćby w 1980 roku, kiedy otrzymawszy stypendium od Barbary Piaseckiej-Johnson na ponad rok nieoczekiwanie zrezygnował z koncertowania i wyjechał do Londynu. Doskonalił angielski, chodził do bibliotek, na koncerty i wystawy, przygotowywał nowe utwory.
Czytaj więcej
Maurizio Pollini, zwycięzca Konkursu Chopinowskiego z 1960 roku, był wirtuozem i poetą fortepianu...
Podróże z perturbacjami
Od dawna nie jeździ do Rosji, jest to jego osobisty protest przeciwko niewyjaśnieniu do końca zbrodni katyńskiej. W 2009 roku wywołał burzę w USA, gdy podczas recitalu w Los Angeles wyraził sprzeciw wobec mocarstwowej polityki USA, która uwikłała Polskę w wojnę w Iraku. W różnych miejscach świata zdarzyło się mu przerwać recital, gdy zauważył, że ktoś na sali rejestruje jego grę na smartfonie.
Niełatwo jest namówić go na występ w Polsce. Zniechęcały go do tego rozmaite zdarzenia. W 1999 roku z młodych polskich muzyków stworzył orkiestrę, której był dyrygentem i solistą w obu koncertach Fryderyka Chopina. Razem nagrali je dla Deutsche Grammophon, odbyli długie tournée po świecie i po Polsce. W Łodzi zrobił przerwę w koncercie, podejrzewając, że ktoś dokonuje pirackiego nagrania. W Katowicach dołączył do ekipy wnoszącej jego fortepian po schodach do Filharmonii Śląskiej, nie dowierzając umiejętnościom wyznaczonych fachowców.
W 2009 roku Krystian Zimerman chciał oddać hołd Grażynie Bacewicz, której muzykę od dawna cenił. W tournee grał jej II Sonatę oraz z polskimi instrumentalistami kwintety Grażyny Bacewicz. Powstała z tego kolejna płyta dla Deutsche Grammophon. Publiczność była zachwycona, ale Krystian Zimerman uważał, że finansowe rozliczenia trasy nie były rzetelne. Spór z organizatorem ciągnął się kilkanaście lat i znalazł epilog w sądzie.
Perfekcjonista na estradzie i w studiu
Kłopoty z Zimermanem mają też inni. Jeszcze jako młody pianista zrezygnował z nagrywania z Herbertem von Karajanem. Uważał go za wspaniałego muzyka, ale nie odpowiadał mu styl pracy tego dyrygenta, który nie tracił czasu na dyskusję o szczegółach interpretacyjnych. A Krystian Zimerman jest absolutnym perfekcjonistą, taki był nawet, gdy jeszcze jako młody artysta nie bardzo mógł dyktować warunki.
W połowie lat 80. pojechał do Cleveland na pierwszy swój koncert z tamtejszą orkiestrą, uznawaną za jedną z najlepszych na świecie. Gdy zorientował się, że ma do dyspozycji zniszczonego Steinwaya, rozebrał go i zajął się impregnacją wszystkich młotków fortepianu oraz ustawieniem ich prawidłowej intonacji. Nie mniej perfekcyjny jest w studiu nagraniowym. Legendą obrosła praca nad płytą z utworami Liszta wydaną w 1990 roku, prosty pozornie początek Sonaty h-moll ćwiczył godzinami i wciąż był niezadowolony z efektu.
Ponad 40 lat temu podpisał kontrakt z Deutsche Grammophon i firmie tej pozostaje wierny, choć ona nie ma z nim łatwego życia. Krystian Zimerman w gruncie rzeczy nie lubi procesu nagrywania. – Zazwyczaj bardzo długo szukam dźwięku i do szału doprowadza mnie reżyser, który mówi mi, że tego i tak nie słychać, że to są drobne niuanse – opowiadał kiedyś w wywiadzie. – Elektronika musi być, ale największy problem w tym, żeby jej nie było słychać. Trzeba brać tyle naturalnego dźwięku z sali, ile tylko można, każde, najdrobniejsze domieszanie elektroniki wypacza obraz nagrania – mówił.
Bardzo starannie wybiera sale, w których zgadza się nagrywać. Szczególnie ceni Performing Art Centre w Kashiwazaki wybudowany po trzęsieniu ziemi, jakie w 2007 roku nawiedziło to miasto. Lubi też salę w Fukujamie, o której warunki akustyczne zadbał Yasuhisa Toyota, największy autorytet w tej dziedzinie, który pracował przy wznoszeniu wielkich sal koncertowych na świecie, w tym i siedziby NOSPR w Katowicach.
Czytaj więcej
Martha Argerich to wielka muzyczna osobowość, pianistka tajemnicza i nieodgadniona. Jej koncerty...
Tajemnice fonograficznego archiwum
Choć dyskografia Krystiana Zimermana liczy już ponad 30 tytułów, ciekawsze jest to, co spoczywa w archiwum i nie zostało ujawnione. Dałoby się z tego złożyć – jak przyznaje sam pianista – około dziesięciu płyt nieukończonych z różnych powodów. Na wydanym w 2022 roku albumie z utworami Szymanowskiego obok nowych interpretacji postanowił umieścić „Maski”, które dla Deutsche Grammophon nagrał już w 1994 roku. A z okazji premiery w 2017 roku albumu z sonatami Schuberta przyznał, że Deutsche Grammophon ma od dawna też rejestracje inne jego Schubertowskie interpretacje.
Legendą stały się sonaty Chopina, które utrwala od lat 70., jednak wciąż jest niezadowolony. Zapewne tych wykonań nigdy nie usłyszymy. Nie godzi się też na transmisje radiowe i wszelkie rejestracje, jeśli nie może ich do końca kontrolować. – One są pełne fałszów, które się ciągną za pianistą latami – powtarza.
W tym roku powrócił do muzyki kameralnej i z trójką muzyków wydał album z kwartetami Brahmsa. Ta praca była, jak mówił, cofnięciem się do najwcześniejszych lat. Jego ojciec i zarazem pierwszy nauczyciel zapraszał do domu znajomych instrumentalistów na muzykowanie. On jedynie słuchał, ale z czasem zaczął z nimi grywać. – To było fantastyczne doświadczenie, poczuć pasję do wspólnego tworzenia muzyki i być jej częścią – wspomina dzisiaj Krystian Zimerman.
Premierze płyty towarzyszyły koncerty z partnerami z nagrania. Oprócz tego w początku 2025 roku kilkakrotnie wystąpił z London Symphony Orchestra, którą poprowadził jeden z jego ulubionych dyrygentów, Simon Rattle. I od czasu do czasu decyduje się również na solowe recitale. – Każdy, kto próbował śledzić koncerty Krystiana Zimermana, zgodzi się, że to ogromne wyzwanie: ograniczona liczba występów w roku, brak menedżera generalnego i brak oficjalnej strony internetowej z listą jego występów – napisał niedawno po jego recitalu jeden z niemieckich krytyków. – Jednak zawsze warto posłuchać go na żywo. W studiu jest perfekcjonistą; na scenie jego gra cechuje się instynktownym podejściem, spontanicznością i nieporównywalną z niczym innym niewytłumaczalną intensywnością – podkreślał.