Urodziła się w 1941 roku w Argentynie, w Buenos Aires. Jej ojciec był profesorem matematyki, matka pochodziła z żydowskiej rodziny, której przodkowie wyemigrowali z terenów Rosji. Nie miała jeszcze trzech lat, gdy trafiła do przedszkola, gdzie po raz pierwszy zetknęła się z fortepianem, bezbłędnie odtwarzając melodię zagraną przez nauczycielkę. Regularną edukację muzyczną zaczęła jako pięciolatka. Jej nauczycielem został Włoch, Vincenzo Scaramuzza, który powiedział kiedyś, że Argerich mogła mieć sześć lat, ale jej dusza miała już... czterdzieści! Dziewczyna pierwszy koncert dała w wieku ośmiu lat.
Matka Marthy robiła wszystko, by rozwijać talent córki. Miała świadomość, że dziecko jest wyjątkowe. Rozpierała ją duma. Dokładała starań, by nie zaprzepaścić tego daru. Wykorzystywała każdą okazję, by prezentować możliwości Marthy przedstawicielom muzycznego świata, którzy pojawiali się w Buenos Aires.
Wśród nich znalazł się m.in. Friedrich Gulda, niekonwencjonalny austriacki pianista starszy od dziewczyny zaledwie o 11 lat. Muzyk zafascynował ją, chciała szlifować u niego swój warsztat. Po otrzymaniu stypendium od ówczesnego prezydenta Argentyny nastolatka przeniosła się z rodzicami do Wiednia i zaczęła studiować u Gulda. Pianista przekonywał, że Argerich „umie już wszystko”. Traktował zajęcia z nią bardziej jako inspirujące spotkania dwóch błyskotliwych umysłów muzycznych niż tradycyjny układ uczeń–mistrz. Pracowali razem tylko przez półtora roku, a mimo to właśnie jego Martha wskazuje jako osobę, która miała największy wpływ na jej muzyczną osobowość.
Czytaj więcej
Cały czas próbujemy zgłębić fenomen zauroczenia Chopinem w państwach azjatyckich. Ostatnio dyrekt...
Pułapka sukcesu
Kariera młodej pianistki przyspieszyła po tym, jak wygrała dwa konkursy pianistyczne w 1957 roku – we Włoszech i w Szwajcarii. Miała wtedy 16 lat, nie była jeszcze najwyraźniej dostatecznie przygotowana na to, co przyniósł sukces. Czas artystycznej aktywności, ciąg koncertów, spotkań, podróże – wszystko to przytłoczyło nastolatkę. – Czułam, że w wieku 17 lat żyję jak 40-latka, która jeździ i koncertuje. Miałam poczucie, że mój styl życia nie pasuje do mojego wieku. Byłam też bardzo niezadowolona ze swoich osiągnięć artystycznych – wspominała po latach. Próbowała się uczyć u włoskiego pianisty Arturo Benedittiego Michelangeli, ten dał jej jednak zaledwie cztery lekcje na przestrzeni półtora roku. Wyjechała do Nowego Jorku, licząc na spotkanie z Vladimirem Horowitzem, nie udało się jednak nawiązać z nim kontaktu. Zaczęła popadać w depresję, myślała o porzuceniu muzyki. Komplikować się zaczęło w tym czasie również jej życie osobiste.
W tych bardzo ciężkich chwilach wsparciem okazał się pianista i nauczyciel Stefan Askenazy, który pomógł jej wrócić do muzyki i to w wielkim stylu. W 1965 roku Martha odniosła ogromny sukces, zwyciężając w Konkursie Chopinowskim. Miała wtedy 24 lata. Reakcja publiczności na jej wykonania była bardzo pozytywna i to od samego początku. Już w drugim etapie mówiło się, że nie ma rywali. Po ogłoszeniu wyników wybuchła euforia. Sukcesowi nie przeszkodziły drobne niewygody. W trakcie wykonywania przez pianistkę scherza pękła struna. Żaliła się też w pewnym momencie, że przyszło jej grać o zbyt wczesnej porze, do czego nie była przyzwyczajona. – Nie lubię występować zbyt wcześnie, jestem trochę śpiąca i atmosfera wydaje mi się jakaś inna – mówiła dziennikarzom. A mimo to zdobyła serca publiczności i jurorów. Po koncercie zrobiła oszałamiającą światową karierę. Od wielu lat zasiada w jury Konkursu Chopinowskiego, oceniając młodych pianistów. I wciąż koncertuje, każdy jej występ budzi ogromne emocje.
Łączy ogień z wodą
W swojej grze potrafi być jednocześnie męska i kobieca. Jest niezwykle nastrojowa, roztacza pełną paletę barw i nastrojów, żongluje emocjami, ale sprawia też wrażenie silnej i zdecydowanej. W życiu jest już inaczej. Poza sceną towarzyszy jej niepewność, trudno jej dokonywać wyborów. – I dotyczy to także tak prozaicznych kwestii jak ta, czy posłodzić kawę, czy wybrać białe, czy czerwone wino, czy zdecydować się na fortepian stojący z prawej, czy z lewej strony – wspominał w wywiadzie dla radiowej Dwójki Stanisław Leszczyński, dyrektor festiwalu Chopin i jego Europa. Również najmłodsza z jej trzech córek, Stéphanie, opowiadała, że gdy była dzieckiem, mama często pytała ją o zdanie w różnych kwestiach, także tych, czy zagrać dany koncert. – Rozmawiała ze mną jak z dorosłym, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Często traktowałam ją jak duże dziecko, które muszę chronić. Poza sceną traci siły, podjęcie decyzji w jakiejkolwiek sprawie jest karkołomne. Gdy zaczyna grać, trudności znikają. (…) po wyjściu na estradę, wszystko się zmienia – mówiła Stéphanie.
To pianistka o niezwykłym temperamencie. Niełatwa we współpracy, nieprzewidywalna. Potrafi odwoływać koncerty nawet w ostatniej chwili. – Nie wiem, dlaczego orkiestry muszą mieć pewność, co się stanie za dwa–trzy lata – mówiła w jednym z wywiadów. Jacques Thelen, manager artystki, zauważa, że Martha nie wie nawet, co zamierza robić w przyszłym miesiącu. – To śmieszne i na pewno nienormalne. Otacza ją chaos – podsumowuje. Pianistka nie wchodziła na scenę, jeśli nie była w odpowiednim stanie psychicznym i emocjonalnym. – Nie jestem żołnierzem. Nie chodzę na wojnę tylko dlatego, że tak mówi generał – tłumaczyła swoje podejście. Potwierdzają to komentarze osób z branży. Stanisław Leszczyński w wywiadzie dla PAP z 2013 roku mówił: „Do ostatniej chwili nie możemy być pewni, czy Martha przyjedzie, a jeśli przyjedzie – czy zagra, a jeśli zagra – to co?”.
Czytaj więcej
Nawet ci światowej klasy pianiści, którzy nie startowali w warszawskim konkursie, pragną czasem z...
Samotność na estradzie
Z czasem doszła do wniosku, że nie lubi występów solowych. Tłumaczyła, że przeszkadza jej uczucie osamotnienia na scenie. Potrzebowała towarzystwa muzyków, którzy uczestniczyliby w procesie twórczym. Na recitalach zazwyczaj grywa ze stałym składem (Mischa Maisky, Gidon Kremer, Yuri Bashmet czy Nelson Freire), czasami występuje z młodymi pianistami. Nie lubi być osaczona widownią, woli zachować dystans do słuchaczy. Nie jest zwolenniczką wywiadów. Wychodzi z założenia, że dużo lepiej niż słowem przekazuje treści przy pomocy muzyki. Nie potrafi o sobie opowiadać, a może nie chce… Jest w niej jakaś tajemnica i z tego powodu wciąż intryguje, jako człowiek i jako muzyk.
Zdradziła natomiast swoje muzyczne gusta. – Uwielbiam Schumanna. Kocham też Beethovena, ale Schumanna ubóstwiam. Myślę również o Mozarcie i Schubercie, ale to coś już zupełnie innego. Schumanna czuję bezpośrednio, dogłębnie. Beethovena i Chopina też. Ale Schumanna wyjątkowo. Nie mogę powiedzieć dlaczego, bo to tak bliskie, intymne, że dotyka mnie do głębi. To spontaniczne i nieoczekiwane – opowiadała w radiowej Dwójce. Zachwyca ją też Prokofiew i Ravel. Wielokrotnie podkreślała, że nawet gdy często wykonuje ten sam utwór, za każdym razem odkrywa w nim coś nowego. Ze skromnością przyznaje, że instrumentaliści nie są twórcami, tylko wykonawcami. – Musimy być pokorni, jeśli chodzi o muzykę. Zawsze jest coś do odkrycia – dodaje.
Wspomniała kiedyś, że z wiekiem muzycy popadają w kompleksy, bo sądzą, że pewne rzeczy wychodzą im gorzej, nie ma w nich świeżości. Że gra zmienia się tak jak ich ciała. – Czasem aż się boję. Wtedy pytam: źle gram? Czy ktoś coś usłyszał? Ale relacja z muzyką zawsze pozostaje świeża. Trochę jak miłość – mówiła. Przyznała, że kiedy wraca do swoich dawnych nagrań, słyszy, że w tamtych dźwiękach jest coś bardziej ostrego, cierpkiego. Teraz z kolei dźwięki są bardziej otulone. Obie wersje akceptuje.
Martha Argerich wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji. To artystka zupełnie niestandardowa. – Jest trudna, nieprzewidywalna czasem skomplikowana, czasem drażniąca, ale piękna i niezwykła – mówił Mischa Maisky. Zawsze otaczało ją wielu ludzi, przyciągała jak magnes. Nie sposób ją zaszufladkować, nawet w kwestiach tak oczywistych jak narodowość. Jest Argentynką, ale też obywatelką Szwajcarii, mieszka w Brukseli. Nie ma jednak silnych powiązań z konkretnym krajem. – Należy do tych ludzi, którzy nie mają wyraźnych korzeni. Jej kraj to jej muzyka i muzycy – mówiła jej najmłodsza córka Stéphanie Argerich.