Wychowywał się w rodzinie artystów – ojciec, Gino Pollini, był architektem i skrzypkiem amatorem, matka, Renata Melotti, miała wykształcenie muzyczne, grała na fortepianie i śpiewała, z kolei wuj, Fausto Melotti, był jednym z czołowych rzeźbiarzy modernizmu. Już jako małe dziecko zdradzał talent muzyczny. Zaczął grać na fortepianie, gdy miał kilka lat. Początkowo uczył się u Carlo Lonatiego (do 13 roku życia), a następnie u Carlo Vidusso (do 18 roku życia).
Studiował w Konserwatorium w Mediolanie, gdzie poza grą na fortepianie zgłębiał też tajniki kompozycji i dyrygentury. Na scenie zadebiutował jako piętnastolatek prezentując wybór etiud Chopina. W 1957 roku zdobył drugą nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Muzycznym w Genewie, a dwa lata później wygrał Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny we włoskiej Seregnie.
Czytaj więcej
W Warszawie Fryderyk Chopin spędził dzieciństwo i młodość. Wyjechał z rodzinnego miasta jako dwud...
Sukces nad Wisłą
W 1960 roku zwyciężył natomiast w Warszawie, po tej wygranej wieść o genialnym pianiście rozeszła się po całym świecie. Mauricio zgłoszenie do Konkursu Chopinowskiego wypełniał w przeddzień swoich 18 urodzin. Gdy przyjechał do Warszawy, ćwiczył w prywatnym domu przy ulicy Mokotowskiej na fortepianie marki Bechstein. Narzekał, że cztery godziny ćwiczeń to dla niego zbyt mało. Jak się jednak później okazało, wystarczyło, by wygrać Konkurs.
Publiczność była zachwycona interpretacjami młodego Włocha. Nagradzała go długimi owacjami, był ponownie wywoływany na scenę. Sam Artur Rubinstein powiedział wówczas, że technicznie Pollini gra lepiej niż ktokolwiek z jurorów. Dziennikarz i krytyk muzyczny Zdzisław Sierpiński pisał w „Życiu Warszawy”: „Kiedy usłyszeliśmy Polliniego – na sali zabrzmiała muzyka wielkiego wymiaru, pełna wigoru i wirtuozerii, a jednocześnie pulsująca ciepłem głębokiego, muzycznego przeżycia”. Również inni krytycy chwalili młodego pianistę. Podkreślali jego intelektualne podejście do muzyki, sprawność techniczną, głębokie interpretacje i „zrównoważenie” w rozumowaniu i grze. „Pollini jest bez precedensu, gdyż on pierwszy w całości swojego występu dowiódł, iż nie ma u niego przypadków, że jego muzykowanie stanowi jakość organiczną” – zaznaczał w „Przeglądzie Kulturalnym” Jerzy Broszkiewicz, pisarz i publicysta.
Choć pojawiły się też głosy mniej zachwyconych odbiorców, w tym Jarosława Iwaszkiewicza, który pisał, że Pollini wydał mu się zbyt nudny. „Wszystko tam świetnie zrobione i pod względem technicznym i muzycznym, posiada zdolności do monumentalizowania i oddawania subtelnych odcieni miniatury, ba, ale mnie nudzi” – relacjonował w „Nowej Kulturze”.
Zdrowy dystans
Znaczące sukcesy przytłoczyły nieco młodego instrumentalistę, który przez następny rok nie dawał koncertów. Nagrywał jednak płyty i dalej poszerzał swój repertuar, nie chciał bowiem być utożsamiany wyłącznie z Chopinem. „Potrzebowałem trochę czasu, żeby się zastanowić nad dalszym biegiem mojego życia" – wspominał po latach.
Na początku lat 60. Uczył się u pianisty Arturo Benedettiego Michelangeliego, co - zdaniem niektórych – sprawiło, że stał się „zmianierowany” i „zimny”, a jego muzyczny język był odtąd pozbawiony emocjonalności i intelektualny. Także w późniejszym czasie pojawiały się opinie, że jego Chopin jest jak „odlany z metalu”, a wykonania pianisty są niczym „zdjęcie rentgenowskie partytury wykonane stalowymi palcami”. Po przerwie, w połowie lat 60., Pollini podjął decyzję o powrocie na scenę. Występował nie tylko w Europie, ale również w Stanach Zjednoczonych i na Dalekim Wschodzie, prezentując szeroki repertuar.
Był bezkompromisowym perfekcjonistą. Na pierwszym miejscu stawiał kompozytora i jego dzieło. Zagłębiał się w muzykę Beethovena, Bacha, Schuberta, Chopina, Schumanna, Brahmsa, Debussy’ego Schönberga, ale też Luigiego Nono, Pierre'a Bouleza i Karlheinza Stockhausena. Starał się jako wykonawca być przekaźnikiem między słuchaczem a źródłem. Był zdeterminowany, by grać te utwory, z którymi czuł szczególną więź. Pracując nad nimi przez lata nie czuł się znudzony. Zaznaczał, że wybitne kompozycje kryją w sobie wiele warstw, a dotarcie do każdej z nich przynosi mu jako wykonawcy ogromną satysfakcję.
Czytaj więcej
Fryderyk Chopin spędził w Warszawie dwadzieścia pierwszych lat życia. Tu ukształtowała się jego o...
Zatracić się w muzyce
Nigdy nie wykonywał izolowanych ćwiczeń technicznych. Szlifował swoje umiejętności, grając utwory. „Gram codziennie. Nie wiem ile godzin, nie zwracam na to uwagi. Ale zawsze rano. To najwyraźniejszy i najbardziej klarowny moment dnia” – mówił. Przyznał jednocześnie, że wraz z wiekiem trzeba pracować więcej, by utrzymać należytą formę.
Był propagatorem muzyki współczesnej. Ubolewał, że jej wykonywanie nie daje instrumentalistom takiej satysfakcji, jak muzyki z epok minionych – uważał, że grają ją bardziej z poczucia obowiązku niż z wewnętrznej potrzeby. On sam jako artysta eksplorował związki między przeszłością a teraźniejszością, angażując się w propagowanie dzieł kompozytorów współczesnych. Podkreślał, że również ze strony publiczności potrzebny jest wysiłek, by zrozumieć nową muzykę. Był przekonany, że jest tego warta.
Miał reputację nieśmiałego i nieufnego, nie lubił mówić o swojej karierze, a tym bardziej o życiu. Przyprawiał o zawrót głowy próbujących umówić się z nim na rozmowę dziennikarzy. Uważał, że to, co ma do zakomunikowania szerokiej publiczności, przekazuje w swoich interpretacjach. Zdarzało mu się jednak udzielać wywiadów. Opowiadał w nich, że jedna z najlepszych porad, jaką usłyszał, to wyciąganie wniosków ze słuchania własnych nagrań z przeszłości. Podkreślał, że nie potrafi żyć bez muzyki, a każdy dzień, kiedy może siąść przy instrumencie i ćwiczyć, jest dla niego ogromnym szczęściem. Zdradzał, że gdy siedzi za klawiaturą, czas się dla niego zatrzymuje. „Czasem nawet się cofasz, stajesz się znowu dzieckiem" - mówił.
Do końca życia był pochłonięty muzyką. „Z przyjemnością odkrywam, że mimo upływu lat muzyka mnie nie męczy” – mówił. Jednak z czasem coraz dobitniej dawały o sobie znać problemy zdrowotne, zmuszając artystę do odwoływania tras koncertowych. Pollini zmarł w marcu zeszłego roku w wieku 82 lat.