Dusza z mahoniu

W środę na scenie klubu Stodoła stanie Angie Stone, wielokrotnie nominowana do Grammy piosenkarka, od początku lat 80. sprawnie łącząca wszystkie elementy czarnej muzyki.

Publikacja: 12.03.2010 11:01

Gust Angie Stone ewoluował u boku doświadczonych twórców. Śpiewała u electrofunkowego Mantronix, tow

Gust Angie Stone ewoluował u boku doświadczonych twórców. Śpiewała u electrofunkowego Mantronix, towarzyszyła Lenny’emu Kravitzowi, kreowanemu na następcę Jimiego Hendriksa

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

„Angie, gdzie nas to wszystko doprowadzi?” – pytał Mick Jagger w słynnym przeboju Rolling Stonesów. Angela Laverne Brown, Afroamerykanka z Karoliny Południowej, zapewne zadawała sobie to pytanie w nieskończoność. Ojciec zawoził swoją jedyną córkę na występy gospel, dzięki czemu pokochała te dźwięki całym sercem. Uduchowiona bardziej od rówieśniczek sporo czasu poświęcała poezji.

Ale na jej oczach rozpoczynała się rewolucja hiphopowa, której po przenosinach do będącego kolebką gatunku Nowego Jorku umknąć było nie sposób. Do tego rozsądek kazał swoją przyszłość budować nie na działalności artystycznej, a na sporcie. W koszykówkę grała na tyle dobrze, że college zaproponował jej stypendium. Tyle dróg do wyboru, co robić?

Stone (wówczas korzystająca jeszcze z pseudonimu Angie B.) postawiła na brzmienia na czasie zakładając z koleżankami-cheerleaderkami hiphopowo-funkowe trio The Sequence. Po ciężkich chwilach i wielu dorywczych pracach zarobkowych udało się! Nagrane dla wytwórni Sugar Hill „Funk You Up” wspięło się na 15. miejsce amerykańskiej listy z czarnymi singlami.

Gust artystki ewoluował u boku doświadczonych twórców. Śpiewała u electrofunkowego Mantronix, towarzyszyła Lenny’emu Kravitzowi, kreowanemu na następcę Jimiego Hendriksa. Nie bez znaczenia pozostał fakt, że próbowała układać sobie życie z muzykami – najpierw z raperem Lil” Rodney C! z pionierskiej grupy Funky Four Plus One, później z D’Angelo, objawieniem sceny neosoulowej. Jest zresztą współautorką sukcesu tego drugiego.

Po fiasku powołanej do życia na początku lat 90. formacji Vertical Hold, Angie Stone wzięła się za karierę solową. Żadna z czterech wydanych w latach 1999 – 2007 płyt nie miała problemów z dostaniem się do pierwszej pięćdziesiątki listy Billboardu ani nie zawiodła oczekiwań fanów. Dwie pierwsze – „Black Diamond” i „Mahogany Soul” są dla miłośników czarnej muzyki pozycjami absolutnie obowiązkowymi. „The Art of Love & War” nagrane zostało dla prestiżowej wytwórni Stax.

W tej beczce miodu łyżką dziegciu jest tegoroczny krążek „Unexpected”, w większej części wtórny, zaś przy okazji eksperymentów – trudny. Nie wydaje się jednak, by Stone starczyło odwagi, by zdominować warszawski show repertuarem z niego pochodzącym.

[i]Angie Stone, Stodoła, Warszawa, ul. Batorego 10, bilety: 176 zł, rezerwacje: tel. 22 825 60 31, środa (17.03), wejście od godz. 18.[/i]

[ramka][srodtytul]Tylko u nas[/srodtytul]

[b]Angie Stone, wokalistka[/b]

Nazwałam nową płytę „Unexpected”, bo dla tych, którzy znają moją muzykę, będzie zaskoczeniem. Wprowadziłam daleko idące zmiany, choć nie opuściłam swojego ulubionego terytorium, czyli tradycyjnego soulu. Takie cuda są możliwe tylko, jeśli pracuje się z zaangażowanymi ludźmi, którzy nie liczą czasu ani pieniędzy, dają z siebie wszystko. Ja znalazłam takich muzyków i mam nadzieję, że razem stworzyliśmy coś, w czym odnajdziecie siebie i własne uczucia.

Pracując nad każdą płytą nie rozmyślam o tym, w jakich żyjemy czasach i czego może potrzebować teraz publiczność. Tworzę piosenki, które działają na mnie, a potem mogę tylko liczyć, że słuchacze mi zaufają i pójdą za mną.

Przecież w muzyce najważniejsi są ludzie. Dlatego podczas koncertów skupiam się na tym, by każdemu z fanów wytworzyć wrażenie, że w zatłoczonej sali jesteśmy tylko my dwoje. Bez tego intymnego połączenia nie da się głęboko przeżywać muzyki. Jeśli artysta wychodzi na scenę i ma do zaoferowania prawdziwe uczucia, przynosi ze sobą coś pięknego, to cała machina rynkowa wokół niego przestaje mieć znaczenie. W takiej chwili nieważna jest radiowa propaganda ani komputery, które sprawiają, że piosenki brzmią, jakby nie miały duszy. Tylko podczas koncertów można jeszcze dotknąć muzyki i przeżyć silne wzruszenia.

[/ramka]

[ramka][srodtytul]Płyty Angie Stone[/srodtytul]

[b]„Black Diamond” (1999) [/b]

Diament jeszcze nieoszlifowany. Błyszczący za to na tyle jasno, by pokolenie hip-hopu z radością wróciło do pulsu z lat 70. XX wieku. Stone jest tutaj tak zmysłowa, wrażliwa i niepokorna, że doczekała się porównań do Prince’a.

[b]„Mahogany Soul” (2001) [/b]

Talent producencki Raphaela Saadiqa i Ali Shaheed Muhammada. Emocje wzburzone po zakończeniu związku z D'Angelo. Dotarcie się neousoulowej koncepcji. Wszystko to (i wiele więcej) zaowocowało najlepszą płytą Angie.

[b]„Stone Love” (2004) [/b]

Jak Stone radzi sobie szukając złotego środka pomiędzy Arethą Franklin i Robertą Flack a Lauryn Hill oraz Eryką Badu? Przyzwoicie, acz gorzej od wszystkich wymienionych. Narzekano, że afektacja źle wpłynęła na pasję.

[b]„Stone Hits: The Very Best of Angie Stone” (2005)[/b]

Płyta dla wszystkich miłośników czarnej muzyki i tych, którzy chcieliby w przyspieszonym tempie poznać całą twórczość Angie Stone. Zawiera oczywiście najważniejsze przeboje wokalistki.„The Art Of Love And War” (2007) – Album powstawał w tym samym studio, w którym pracował Marvin Gaye. Jak tu się więc dziwić, że otrzymaliśmy płytę ciężką od basu, powolną, wierną oldschoolowemu soulowi. Dojrzałą, może nawet przejrzałą.

[b]„Unexpected” (2010) [/b]

Wbrew tytułowi obyło się bez niespodzianek. Prawie. Pomysł na wzbogacenie starego repertuaru za pomocą electro i efektu auto-tune okazał się tragiczny w skutkach. Zrównoważono go na szczęście szczyptą funku.

[/ramka]

„Angie, gdzie nas to wszystko doprowadzi?” – pytał Mick Jagger w słynnym przeboju Rolling Stonesów. Angela Laverne Brown, Afroamerykanka z Karoliny Południowej, zapewne zadawała sobie to pytanie w nieskończoność. Ojciec zawoził swoją jedyną córkę na występy gospel, dzięki czemu pokochała te dźwięki całym sercem. Uduchowiona bardziej od rówieśniczek sporo czasu poświęcała poezji.

Ale na jej oczach rozpoczynała się rewolucja hiphopowa, której po przenosinach do będącego kolebką gatunku Nowego Jorku umknąć było nie sposób. Do tego rozsądek kazał swoją przyszłość budować nie na działalności artystycznej, a na sporcie. W koszykówkę grała na tyle dobrze, że college zaproponował jej stypendium. Tyle dróg do wyboru, co robić?

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"