W środku jestem gruby i latam

Tak naprawdę wszystkie dobre książki dla dzieci są też książkami dla dorosłych – mówi szwedzki autor literatury dziecięcej Ulf Stark.

Aktualizacja: 12.12.2008 01:36 Publikacja: 12.12.2008 00:48

W środku jestem gruby i latam

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Wiem, jak to jest być małym chłopcem – powiedział pan maluchom i rodzicom na spotkaniu w gdańskim Centrum Zabaw Twórczych. Niewielu dorosłych publicznie się chwali taką wiedzą.[/b]

[b]Ulf Stark: [/b]Jaka szkoda. Nie uważam się za wyjątkowego człowieka, ale dużo rozmyślam nad moim dzieciństwem. I piszę. To taka moja prywatna psychoanaliza. Świetnie mi to robi na duszę. Niewielu ludzi decyduje się pracować w ten sposób nad swoim dzieciństwem. Okazuje się, że wewnętrzne dziecko wielu dorosłych jest chude, pieczołowicie ukrywane przed otoczeniem, spragnione zabawy z rodzicami. Chcemy być dojrzali albo infantylni. Nikt nie pragnie być prawdziwym, wypełnionym często trudnymi emocjami, dzieckiem. Niedawno w Japonii jakiś poważny człowiek powiedział mi: „Nie sądzę, że można stać się dobrym człowiekiem, jeśli się nie kocha swojego wewnętrznego dziecka”.

[b]A jakie jest pana wewnętrzne dziecko?[/b]

Od kiedy piszę, wygląda jak Carlsson z dachu. Jest grube, szczęśliwe i ciągle lata.

[b]Dokąd?[/b]

Do krainy wyobraźni. Historie opisywane przeze mnie w książkach często są wymyślone. Złapałem się na tym, że wychodzą mi lepiej niż te, które się naprawdę wydarzyły.

[b]Czyli historia przepięknego spaceru syna i ojca w „Jak tata pokazał mi wszechświat” albo metamorfoza mamy z kuchty w przepiękną Indiankę w „Jak moja mama została Indianką” to fikcja literacka? Jestem rozczarowana…[/b]

[wyimek]Pamiętam, jak przy lekturze Astrid Lindgren z moimi dziećmi na kolanach czasami zalewałem się łzami, a one patrzyły na mnie zdziwione[/wyimek]

Mój ojciec był dentystą, miał gabinet w domu. Był blisko mnie i mojego starszego brata, ale w gruncie rzeczy wydawał się nieosiągalny. Pamiętam jego biały fartuch. Pacjentów, z których większość nie wracała już nigdy do gabinetu. I znowu tata wygrał – myślałem zawsze wtedy.

W dzieciństwie chodziłem z nim na wiele spacerów, ale tak jak każde dziecko idealizowałem go. Dzisiaj czuję wciąż potrzebę dialogu z nim, stąd właśnie ta książka. Właściwie opowiada o dwóch różnych spacerach. Na każdej ilustracji Evy Eriksson syn i ojciec patrzą w inne strony. Wyjątkiem jest tylko moment, kiedy tata trafia w psią kupę.

[b]Dzieci mitologizują nieobecnych ojców. Natomiast mamy są dla nich zupełnie zwyczajne. Oczywiste i niewidoczne, bo tak zajęte pracą w kuchni, że nie mają w sobie żadnej tajemnicy. Czy wydana właśnie w Polsce „Jak mama została Indianką” to książka o uwolnieniu mamy z niewoli smażenia kotletów?[/b]

Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać. Ale tak naprawdę ta książka ma uwolnić myślenie dziecka o swojej mamie. Że stać ją na szaleństwo, na rozpuszczenie włosów, skok ze skały do wody i łowienie ryb. Że każda mama ma w sobie piękną tajemnicę mogącą być zaskoczeniem dla jej najbliższych.

[b]Przywołuje pan w swoich książkach archetypy mężczyzny i kobiety. Jego – jako kogoś silnego, kto porządkuje świat i jej – tajemniczej, nieokiełznanej, opiekuńczej.[/b]

Bo tak naprawdę wszystkie dobre książki dla dzieci są też książkami dla dorosłych. Pamiętam, jak przy lekturze Astrid Lindgren z moimi dziećmi na kolanach czasami zalewałem się łzami, a one patrzyły na mnie zdziwione.

[b]Ja zalewałam się łzami nad pana „Czy umiesz gwizdać, Joanno?”. Choć tak naprawdę – obok „Gęsi, śmierci i tulipana” Wolfa Erlbrucha – dawno nie przeczytałam tak bezpretensjonalnej książki o umieraniu. „Bertil bardzo chciałby mieć dziadka. Ulf zna miejsce, gdzie dziadków jest pełno. Zabiera Bertila do domu starców”. [/b]

Ta książka zawiera wątki autobiograficzne. Kiedy byłem małym chłopcem, mieszkałem obok domu opieki społecznej, więc cmentarna kaplica, samochód pogrzebowy były dla mnie codziennością. Czasami wybieraliśmy się tam na szkolne wycieczki. Pamiętam, jak starsi ludzie cieszyli się na nasz widok. Książka powstała z refleksji o tym, jak cudowna jest przyjaźń między dzieckiem a starszym człowiekiem. Opowiada bardziej o życiu niż o śmierci, bo cóż o niej potrafimy powiedzieć?

[b]Gdzie sytuują się pana książki wśród innych pozycji szwedzkiej literatury dziecięcej?[/b]

Gdzieś między Tove Jansson a Astrid Lindgren! A na poważnie, uważam się za spadkobiercę literatury quasi-terapeutycznej, która po II wojnie światowej uwalniała nas od hegemonii pruskiej dyscypliny. Takiej, która pokazuje dziecku, jak stawać się niezależnym, cieszyć się życiem, być szczęśliwym z tego, że otaczają go ludzie kochający. Dlatego do dzisiaj np. z Muminków nadal wiele się uczę.

[b]A teraz nad czym pan pracuje?[/b]

Nad książką o dziecku z innej planety adoptowanym przez Ziemian. To także będzie niezbędna lektura dla dorosłych. Bez morału, ale z lekką nutką krytyki wobec komercji.

rozmawiała Krystyna Romanowska

[ramka]Książki Ulfa Starka

Stark wychował się w Stureby na przedmieściach Sztokholmu. Jako dwudziestolatek zadebiutował zbiorem wierszy, po czym wydał jeszcze dwa tytuły dla dorosłego czytelnika. Pierwszą książkę dla dzieci opublikował w 1975 roku i od tego czasu napisał ich blisko 40. Przetłumaczono je na ponad 20 języków. W Polsce ukazały się jak dotąd trzy: „Jak tata pokazał mi wszechświat”, „Czy umiesz gwizdać, Joanno?” i „Jak mama została Indianką”. Pierwsza pół roku temu, ostatnia przed tygodniem. Wprowadza je na nasz rynek młode (działa niespełna rok), poznańskie wydawnictwo Zakamarki specjalizujące się w tłumaczeniach klasycznej, szwedzkiej literatury dla dzieci. Szkoda, że tak późno możemy czytać dzieciom w języku polskim bajki Starka, bo to opowieści z gatunku tych, o których mówimy: piękne, ciepłe, mądre, z najwyższej półki.

Narratorem jest zawsze mały chłopiec noszący imię autora – Ulf. Opowiada o otaczającym go świecie z perspektywy dziecka koncentrując się na dorosłych i swoich relacjach z nimi. Dorośli w świecie Ulfa nie są idealni ani wolni od problemów. Popełniają błędy. Jednego jednak nie można im odmówić – kochają dzieci i znajdują dla nich czas. Wspólne chwile urastają w tych książkach do momentów wyjątkowych, magicznych. Więź łączącą dorosłego i dziecko Stark opisuje fenomenalnie, językiem prostym i poetyckim jednocześnie. Nie unika przy tym tematów trudnych, takich jak choroba i śmierć, które nie są ani wygładzane, ani demonizowane. Istnieją w życiu małego Ulfa jak mama – tajemnicza Indianka, drzewa i pies sąsiada. Po prostu są.[/ramka]

m.j.-l.

[b]Rz: Wiem, jak to jest być małym chłopcem – powiedział pan maluchom i rodzicom na spotkaniu w gdańskim Centrum Zabaw Twórczych. Niewielu dorosłych publicznie się chwali taką wiedzą.[/b]

[b]Ulf Stark: [/b]Jaka szkoda. Nie uważam się za wyjątkowego człowieka, ale dużo rozmyślam nad moim dzieciństwem. I piszę. To taka moja prywatna psychoanaliza. Świetnie mi to robi na duszę. Niewielu ludzi decyduje się pracować w ten sposób nad swoim dzieciństwem. Okazuje się, że wewnętrzne dziecko wielu dorosłych jest chude, pieczołowicie ukrywane przed otoczeniem, spragnione zabawy z rodzicami. Chcemy być dojrzali albo infantylni. Nikt nie pragnie być prawdziwym, wypełnionym często trudnymi emocjami, dzieckiem. Niedawno w Japonii jakiś poważny człowiek powiedział mi: „Nie sądzę, że można stać się dobrym człowiekiem, jeśli się nie kocha swojego wewnętrznego dziecka”.

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"