Na płycie znalazły się utwory zarejestrowane podczas ubiegłorocznych koncertów radiowych, m.in. występu w Studio im. Agnieszki Osieckiej. Już na wstępie zapowiedź koncertu na żywo wprowadza w klimat występów z udziałem publiczności. Spontaniczne oklaski, dochodzące z jubileuszowej płyty, jak najbardziej Kubie Sienkiewiczowi i jego kapeli się należą.
18 piosenek na płycie to w większości sprawdzone hity, jak „Hey Joe”, „Przewróciło”, „Co powie ryba” i „Wszystko ch.” Nowe aranżacje zaostrzają elektroniczne hardrockowe brzmienie gitar, urozmaicone trąbką i saksofonem. A największą siłą Elektrycznych Gitar są jak zawsze inteligentne autorskie teksty.
W kilku piosenkach do wykonawców dołączyła gościnie Małgorzata Walewska – śpiewaczka operowa, która uczestniczyła w nagraniu ich pierwszego albumu. Jej udział wzmacnia pastiszowy – typowy dla Elektrycznych Gitar – charakter muzyki, łączącej klasykę, rock i pop. Występuje także Jacek Kleyff („Huśtawka”, „Telewizja”), akompaniujący sobie na gitarze akustycznej i Mirosław Jędras (Zacier – autor m.in. hitu „Jestem opadem atomowym”).
Nie wyobrażam sobie ostatnich 20 lat bez Kuby Sienkiewicza i jego grupy. Nie wiadomo, czy zespół czerpie swoje efektowne frazy z języka ulicy, czy to ulica sypie cytatami z ich piosenek. Elektryczne Gitary genialnie czują i wyrażają ducha politycznych i społecznych przemian. Potrafią o nich mówić bez patosu. Z dystansem i nutą kabaretowej ironii, jak w przypomnianym na płycie hicie Sienkiewicza – pokoleniowym manifeście „To już jest koniec, nie ma już nic/Jesteśmy wolni, możemy iść!” Albo w „Zdemolowanych sklepach”, traktujących o powszechności buntów, zamieszek i starć we współczesnym świecie. A także o tym, że „Nie wiadomo dlaczego i jaki to ma sens/Że w człowieku tkwi chęć, żeby nie być, a mieć”.
Szkoda tylko, że na płycie zabrakło najnowszej piosenki – „Dwudziestolatka”, napisanej na zamówienie Federacji Rozwoju Demokracji Ludowej. Jest dobrym podsumowaniem polskich zmian po 1989 roku: naszych nadziei i rozczarowań. Z trafną charakterystyką tych, którzy w podziemiu drukowali gazetki, a dziś robią media i reklamę. Jak i tych, którzy z komunistycznej nomenklatury gładko przeszli do biznesu. Opowieścią o sile i słabości nowej demokracji.