Madonna na scenie zatrzymała czas

Warszawski koncert pokazał, że królową popu nie interesują już prowokacje – jej głowę zaprząta pytanie: jak pozostać wiecznie młodą?

Publikacja: 16.08.2009 02:48

Koncert Madonny na warszawskim lotnisku Bemowo

Koncert Madonny na warszawskim lotnisku Bemowo

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,349562.html]Zobacz zdjęcia, nie tylko z tego koncertu[/link][/b]

„Nikt mnie nie powstrzyma. Nigdy!” – krzyknęła na pożegnanie w finałowej „Give It 2 me”, wyrzucając w górę ramię w geście triumfu. Po blisko dwóch godzinach koncertu, w trakcie którego zwolniła tempo tylko dwukrotnie, można w tę deklarację uwierzyć. Taniec, muzyka, nieustające zadziwianie świata – to ją napędza, zamiast męczyć – dodaje sił.

Na scenie nie było widać różnicy między nią a młodszymi o trzydzieści lat tancerzami: wyginają się, skaczą, biegają z takim samym zapałem i wytrwałością. Madonna – z najbardziej prowokującej - przeistacza się w najbardziej witalną ikonę popkultury.

W otwierającej wieczór „Candy Shop” lepsze niż hiphopowe bity czy efektowny tron, na którym siedziała, były jej smukłe, umięśnione uda. Resztę ciała zakrywał czarny strój – tylko one lśniły w świetle reflektorów, jakby wokalistka chciała w ten sposób powiedzieć: te nogi zaniosą mnie jeszcze daleko. Chwilę potem uruchomiła na scenie fantastyczny lunapark, świat pełen atrakcji – w stronę publiczności wyjechał okupowany przez nią i tancerzy staromodny biały Rolls Royce.

Nowoczesne, charakterystyczne dla hiphopowych producentów bity dyktowały rytm zabawy. „Vogue”, utwór na cześć legendarnych postaci filmu i muzyki, miał w Warszawie potężne podkłady i trąby typowe dla utworów Timbalanda. Zmieniona była też choreografia utworu – Madonna i skąpo ubrani tancerze przyjmowali inne pozy niż te spopularyzowane przez słynny czarnobiały teledysk sprzed 20 lat. Nastały nowe czasy, a Madonna dołączyła do bohaterów masowej wyobraźni. To na nią pozują dziś setki młodszych artystów.

Z kopistami bezlitośnie rozliczyła się w pochodzącej z nowej płyty „She’s Not Me”. To piosenka o nowej kochance, która zajęła jej miejsce. Madonna, przesycona zawiścią i zła, wyrzuca: „Ona nie jest mną i nigdy nie będzie”. A powtarzając ten wers rozbiera tancerki ucharakeryzowane jej poprzednie wcielenia: pannę młodą z „Like A Virgin” czy materialistkę w różowej sukni z „Material Girl”. Ogołocone, ośmieszone, muszą zejść ze sceny – królowa jest jedna.

Kluczowy jest ten akt koncertu, w którym Madonna rozprawia się z upływem czasu. Najpierw śpiewa piosenkę z filmu o Jamesie Bondzie „Die Another Day”. W jej refrenie oświadcza: „Wygląda na to, że umrę kiedy indziej”. I jakby na dowód pojawiła się na scenie w stroju uczennicy amerykańskiego liceum, wyposażona w skakankę. Rozpoczęła się taneczna rewia, oddająca hołd nowojorskiej kulturze klubowej. Najjaśniejszym punktem tej części występu był pełen mocy i energii remiks „Music” Do tej piosenki Madonna wyłoniła się wraz z tancerzami z wagonu metra. W „Open Your Heart” przypomniała: „Tylko, kiedy tańczę, czuję się tak wolna”.

Udały się także dwie ballady – mroczną „Devil Wouldn’t Recognize You” wykonała stojąc na obracającym się fortepianie, a „You Must Love Me” – otoczona przez romskich grajków. Było to już po najsłabszej fazie koncertu – „La Isla Bonita” zaaranżowanej na modłę cygańskiej fety. Utwór raził kiczem i odstawał od futurystycznego, zdominowanego przez technologię widowiska.

Zanim Madonna zaczęła nagrodzoną Oscarem piosenkę „You Must Love Me” ze ścieżki dźwiękowej filmu „Evita”, Polska publiczność zaśpiewała jej „Sto lat” i „Happy Birthday”, a w górę powędrowały specjalnie przygotowane przez fanów białe papierowe serca. W niedzielę Madonna obchodzi 51. urodziny. Podziękowała za „najlepszy prezent na świecie” i posłała publiczności całusa. Wśród wzruszonych tym ckliwym i błahym wyznaniem widzów tylko jeden wykazał się poczuciem humoru: na białym sercu napisał: „Adoptuj mnie!”. Operator pokazał to hasło 80-tysięcznej publiczności.

Finał był znakomity, wróciły świetne klubowe rytmy, wróciła też Madonna w swym najlepszym wcieleniu – jej specjalność to rozrywka i szalone tempo. W zbliżonym do techno „Ray of Light” śpiewała o sobie – dziewczynie, która leci szybciej niż promień światła. W niebo poszybowały lasery, a ekrany przypuściły świetlny atak. Potem była już kończąca show „Give It 2 Me” – piosenka o mocy silnika odrzutowego. Madonna po raz kolejny tego wieczora ruszyła ku nam na czele oddziału wspaniałych tancerzy. Dali popis dyskotekowego baletu – byli idealnie zsynchronizowani, ale do końca wydawali się spontaniczni, szczęśliwi w tańcu.

[ramka][b][link=http://www.rp.pl/artykul/2,348788_Wszystkie_wcielenia_Madonny.html]O Madonnie przeczytasz też w dodatku Plus Minus. Polecamy tekst Pauliny Wilk: "Wszystkie wcielenia Madonny"[/link][/b][/ramka]

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,349562.html]Zobacz zdjęcia, nie tylko z tego koncertu[/link][/b]

„Nikt mnie nie powstrzyma. Nigdy!” – krzyknęła na pożegnanie w finałowej „Give It 2 me”, wyrzucając w górę ramię w geście triumfu. Po blisko dwóch godzinach koncertu, w trakcie którego zwolniła tempo tylko dwukrotnie, można w tę deklarację uwierzyć. Taniec, muzyka, nieustające zadziwianie świata – to ją napędza, zamiast męczyć – dodaje sił.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy