Królowa popu chce tańczyć bez końca

Na scenie. Ciało i młodość – to najważniejsi bohaterowie występu Madonny. Klubowe rytmy, taniec są jak zaklęcia zatrzymujące czas

Aktualizacja: 24.05.2023 21:17 Publikacja: 16.08.2009 19:43

Koncert Madonny na warszawskim lotnisku Bemowo

Koncert Madonny na warszawskim lotnisku Bemowo

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9145,1,349785.html]Zobacz zdjęcia z koncertu[/link][/b]

Pojawia się siedząc na tronie, w rozkroku, by wyjaśnić, że to ona tu rządzi i wciąż jest niepokorna. W "Human Nature" zaśpiewała krytykom, że za nic nie będzie przepraszać. Aby dodać piosence wyrazu, wystawiła środkowy palec i serwowała gitarowe akordy. To nie pomogło – Madonna nigdy nie będzie gwiazdą rocka, co więcej – nie jest już przekonującą skandalistką. Nawet gdy robi coś nieprzyzwoitego, uśmiecha się, jakby mówiła: to tylko show.

Naprawdę obchodzi ją wyścig z czasem. Pokonała wszystkich, jej popowy dorobek trudno będzie doścignąć. Teraz ma jednego wroga – przemijanie. I walczy z nim jak lwica. Wychodzi na scenę z tancerzami, którzy mogliby być jej dziećmi. Różnicy wieku nie widać: gdy skaczą, biegają i przyjmują ekwilibrystyczne pozy, są tak samo pełni euforii, zahipnotyzowani. Ich taniec robi to, co fotografia – unieśmiertelnia moment, tworzy fantastyczny miraż: istnieje tylko teraźniejszość, liczy się wyłącznie ta chwila.

Od początku występu taniec był najważniejszy. W otwierającym "Candy Shop" Madonna zapraszała: "Wyjdźcie na parkiet, mam dla was coś słodkiego". Obietnica rozkosznej przyjemności, zapomnienia i swobody spełniła się – w hiphopowym, zimnym "Vogue", w radosnym i barwnym "Music", uduchowionym i wprawiającym w trans "Like a Prayer". Kończąc występ, śpiewała w "Give It 2 Me", że nikt nie może dyktować jej warunków, nikt jej nie powstrzyma. Znika Bóg, prawa natury, rzeczywistość. Madonna manifestuje: będę się bawić, królować, trwać bez końca.

[wyimek]80 tysięcy widzów zgromadził na lotnisku Bemowo pierwszy polski występ królowej popu[/wyimek]

Ten ekstatyczny finał występu ma dwa wymiary: uwidacznia największy lęk i pragnienie Madonny i doskonale pokazuje sedno kultury klubowej, tak istotnej dla współczesnej pop-kultury. Jest nim złudzenie nieśmiertelności, absolutnego uwolnienia od ciężaru życia. Właśnie po nie przychodzi się na imprezy. I wychodzi z nich w szczytowym momencie, by potem wrócić, przeżyć wszystko jeszcze raz. Madonna jest jak miliony młodych: powraca do tańca, spragniona kolejnego uderzenia adrenaliny.

Jest gotowa na batalię ze starością, ma imponujące, choć już nieludzko uformowane, ciało. To ono – sprężyste, lśniące jak alabaster, nieustannie obracające się i ruchome – było gwiazdą sobotniego występu. Dowodem – istotnym w erze obrazkowej, bo bez przerwy fotografowanym – że jak dotąd Madonna wygrywa walkę z czasem. Nie tylko w swoim imieniu: odzwierciedla globalną manię młodości. Pięćdziesięciolatka jest nową trzydziestolatką, ten dryl obowiązuje kobiety i mężczyzn. Bycie witalnym i aktywnym to już nie tylko moda, ale i obowiązek.

Po prezentowanym na ekranach wideoklipie "Die Another Day", w którym wokalistka buńczucznie oznajmia: "Wygląda na to, że umrę kiedy indziej", wyszła na scenę w stroju szkolnej uczennicy. Spod plisowanej spódniczki wystawały obcisłe majtki, wokół skakali barwnie ubrani tancerze. Przenieśliśmy się do Nowego Jorku lat 80. Do czasów jej muzycznego debiutu, do początku. Było niewinnie, beztrosko – kolorowo i ładnie, ale bez większego sensu. Podróż do przeszłości się nie udała: "Holiday" wypadła nudno, a gitarowa wersja "Dress You up" była tak zła, że wprawiała w osłupienie. To wczesna kompozycja Madonny, sama w sobie infantylna i słaba, a doprawiona elektrycznym niby hard-rockiem zmieniła się w groteskę i na kilka minut zgasiła występ.

Niezrozumiały jest sentyment Madonny do cygańskich muzyków, z którymi wykonała m.in. "La Isla Bonita". Futurystyczne dotąd widowisko ustąpiło miejsca jarmarcznej rozrywce i lśniącym koszulom. Znaleźliśmy się na festynie, a ckliwe wyznania wokalistki dobrze się w ten pejzaż wpisały. Gdy usłyszała polskie "Sto lat" i zobaczyła wyciągnięte w górę białe serca z papieru, podziękowała: – Odmieniacie moje życie. To najlepszy prezent na świecie. W oceanie kiczu znalazł się jeden błyskotliwy ironista – fan, który na białym sercu napisał: "Adoptuj mnie!". Operator pokazał przewrotny apel 80-tysięcznej publiczności.

Przez blisko dwie godziny Madonna robiła co możliwe, by nas zadziwić, obezwładnić. Jak zawsze zachwycali genialni tancerze i technologiczny rozmach: ruchome platformy, lasery, nowoczesne siatki służące jako plastyczne ekrany. Wspaniały był numer z wjeżdżającym na scenę białym rolls-royce'em. Takie multimedialne turbowidowisko może zaserwować tylko ona.

Na każdym zrobi wrażenie, każdemu czymś zaimponuje. Ale nikogo nie poruszy. W tym zatrzymanym kadrze dającym jej nieśmiertelność nie ma uczuć. Co najwyżej ich imitacja.\

[b] [link=http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/1,392910_Noc_z_Krolowa_Popu.html]Więcej informacji szukaj na stronach Życia Warszawy[/link][/b]

[ramka][srodtytul]Największe koncerty w Polsce[/srodtytul]

[b]Michael Jackson, Warszawa, wrzesień 1996 r., 100 tys. widzów[/b]

Król popu odwiedził Polskę podczas swej ostatniej spektakularnej trasy koncertowej „HIStory World Tour”. Był show z efektami specjalnymi, wybuchy histerii, próby forsowania ogrodzenia; po koncercie przez miasto płynęły tłumy pieszych

[b]Jean Michel Jarre, Gdańsk, sierpień 2005 r., 100 tys. widzów[/b]

Francuski muzyk uczcił 25. rocznicę powstania „Solidarności” koncertem z cyklu „Przestrzeń wolności”.

Towarzyszyli mu polscy filharmonicy i chórzyści. W utwory wplótł wypowiedzi Jana Pawła II i Lecha Wałęsy, na nowo zaaranżował „Mury”

[b]U2, Warszawa, sierpień 1997 r., 70 tys. widzów[/b]

Zespół wyszedł na scenę z tłumu. Zaczęło się od „Mofo”, ruszyły efekty specjalne: wizualizacje, potężne reflektory, mechaniczna cytryna. Przy „New Year’s Day” wyświetliły się twarz Lecha Wałęsy i zdjęcia z demonstracji „Solidarności”

[b]Rolling Stones, Chorzów, sierpień 1998 r., 60 tys. widzów[/b]

Drugi polski występ Stonesów (ponad 30 lat po wizycie w Warszawie) zaczął się od „(I Can’t Get No) Satisfaction”. Stanęła scena z dwoma bocznymi skrzydłami i mostem do publiczności. Jagger mówi po polsku, na finał wybuchają fajerwerki

[b]Tina Turner, Sopot, sierpień 2000 r., 60. tys. widzów[/b]

Babcia rocka po 45 latach kończyła karierę wielką trasą. Polski występ miał być ostatnim w jej życiu. Śpiewała największe przeboje, tańczyła w sukience mini. Buchały płomienie, Tina wyjeżdżała pod niebo na słynnym pojeździe – tinamobile[/ramka]

 

Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali