[b]Musimy zacząć od smutnego wątku. Miało być wydarzenie sezonu, a skończyło się na sensacji. Odkryjmy kulisy Twojego wycofania się z występu z Andreą Bocellim.[/b]
Rzeczywiście, pojawiła się taka propozycja mniej więcej trzy miesiące temu. Do mojego menedżera zadzwoniła firma organizująca ten koncert w Warszawie i zaproponowała udział w tym wydarzeniu. Świetnie się składało, bo miałam zaplanowany pobyt w Polsce, więc żadne daty się nie pokrywały. Uważam, że występ ten byłby dla mnie interesujący ze względu na możliwość szerszej promocji mojego nazwiska w środowisku pozamuzycznym. Nigdy też nie występowałam na stadionie i bardzo ciekawiło mnie takie nowe doświadczenie. Po pewnym czasie okazało się, że organizatorzy nie wywiązali się z wcześniej ustalonych postanowień zawartych w kontrakcie i przestało to być dla mnie interesujące i satysfakcjonujące.
[b]Twoja kariera rozwija się na fundamencie stworzonym z przeciwności. Do dziś nie wydałaś solowej płyty, choć już w wieku ośmiu lat otrzymałaś od Stefana Rachonia propozycję jej nagrania. Zaczynałaś od jazzu, grałaś na skrzypcach, marzyłaś o balecie, a skończyłaś na operowych ariach. Czy w Twojej burzliwej i piorunującej karierze cokolwiek da się przewidzieć?[/b]
Bardzo dużo pracy, talent i łut szczęścia – to są te trzy składowe, które w moim przypadku w pełni się potwierdzają. Po drugim roku studiów (1998 r. – przyp. AD) wzięłam udział w Konkursie Moniuszkowskim z nastawieniem, by zobaczyć w ogóle, jak to jest, a w efekcie go wygrałam. Potem dyrektor Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski pomógł mi w zdobyciu stypendium fundacji Crescendum Est – Polonia Aleksandra Gudzowatego, które umożliwiło mi wyjazd za granicę i dalszą naukę. A najważniejszy okazał się konkurs „Operalia” zorganizowany przez Placida Dominga w Los Angeles. Był jedynym w mojej karierze, w którym nie zdobyłam żadnej nagrody, jednak to na nim usłyszał mnie dyrektor londyńskiej opery Covent Garden Peter Mario Katona i tak zaczęła się moja międzynarodowa kariera. Często słyszy się z opowieści wielkich śpiewaków, że odkrycie talentu rodzi się z tak zwanego „uratowania show” czy „wskoczenia za chorą koleżankę”. Tak też było w moim przypadku. W ten sposób zadebiutowałam w Nowym Jorku i w Londynie. Za tym poszły znakomite recenzje i wszystko nabierało odpowiedniego tempa.
[b]W wieku 27 lat doświadczyłaś szczególnego debiutu – na deskach Metropolitan Opera w Nowym Jorku w „Opowieściach Hoffmana” oraz Royal Opera House Covent Garden w Londynie w operze „Mitridates, król Pontu” Mozarta. To doskonały początek, ale i wysoko zawieszona poprzeczka.[/b]