Reklama

Noc szlachetnych melodii

W niedzielę na stadionie Polonii wystąpi Elton John – świetny pianista i wokalista, niezrównany kompozytor, ekscentryczny showman. Jeden z ostatnich artystów zdolnych hipnotyzować masy.

Publikacja: 27.05.2010 04:41

Ogólnoświatową sprzedaż albumów Eltona Johna szacuje się na 250 milionów, co zapewnia mu rangę The B

Ogólnoświatową sprzedaż albumów Eltona Johna szacuje się na 250 milionów, co zapewnia mu rangę The Beatles, Presleya, Jacksona, Abby i Queen

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

O formacie talentu Brytyjczyka więcej od słów mówią liczby. Przez 26 lat, od roku 1970 począwszy, jego przebój znajdował się w czterdziestce najpopularniejszych piosenek na świecie. John najwyraźniej gustował w platynie, po raz pierwszy bowiem okrył nią w USA krążek „Honky Chateau”, a potem powtórzył to osiągnięcie przy okazji sześciu następnych płyt. Ogólnoświatową sprzedaż jego albumów szacuje się na 250 milionów, co zapewnia mu rangę The Beatles, Presleya, Jacksona, Abby i Queen.

Nieźle jak na faceta, który albo grywał po pubach, albo rejestrował w podrzędnych wydawnictwach cudze utwory, by zaspokoić potrzeby supermarketów. Wówczas nie potrafił przekonać do siebie przesłuchujących go muzyków z King Crimson ani skomponować kawałka na tyle chwytliwego, by przebić się przez regionalne eliminacje konkursu Eurowizji.

To miało się szybko zmienić. I tak jak właściwy debiut, czyli wydany z końcem lat 60. XX wieku krążek „Empty Sky” okazał się komercyjnym niewypałem, tak pięć lat później przebojów było tyle, że składanka z największymi hitami wymagała ostrej selekcji.

Elton John okazał się pracoholikiem. Wszystko poza działalnością zawodową wydawało się klęską – walczył z alkoholizmem, narkomanią, bulimią, obsesyjnym wydawaniem pieniędzy, coraz to bardziej ciętymi krytykami, menedżerem, a nawet współojcem swojego sukcesu, utalentowanym tekściarzem Bernie’em Taupinem. Na każdym niemal froncie wygrał, perfekcyjne wyczucie melodii zaś nie zawiodło go ani na moment.

Owszem, można pomstować na to, że z twórcy wymienianego kiedyś jednym tchem obok Boba Dylana i Stonesów stał się w latach 90. nudziarzem. Ale zarzuty takie nie brzmią przekonująco, gdy zestawić je z czterema otrzymanymi w tym czasie nagrodami Grammy, wejściem do prestiżowego Rock and Roll Hall of Fame, tytułem szlacheckim oraz nagraniem najlepiej sprzedającego się singla na świecie (nowa wersja „Candle In The Wind”). Pozostaje życzyć każdemu takiego „wypalenia zawodowego”.

Reklama
Reklama

Na koniec coś, co z punktu widzenia warszawiaków najważniejsze. Elton John wciąż gra rewelacyjne koncerty. Głos oczywiście już nie ten sam, niemniej ponaddwugodzinne występy w ramach trasy „Rocket Man – The Greatest Hits Live” chwalone są za spontaniczny dialog z publicznością. I niespodzianki dla fanów, którzy stawiają perełki w rodzaju „Madman Across the Water” bądź „Burn Down the Mission” ponad disnejowską słodycz „Can You Feel The Love Tonight”.

[i]Elton John, Stadion Polonii, Warszawa, ul. Konwiktorska 6, bilety: 120 – 1250 zł, rezerwacje: tel. 22 656 72 99, niedziela (30.05), wstęp od godz. 18.30 [/i]

[ramka][srodtytul]Przełomowe piosenki, ważne płyty Eltona Johna[/srodtytul]

[b]„Your Song” z płyty „Elton John” [/b]

W odstępie dwóch miesięcy nagrać dwie płyty, i to na tyle wybitne, by znalazły się na liście przebojów wszech czasów w kultowym magazynie „Rolling Stone”? Dla zwykłych ludzi to niewykonalne, ale w 1970 roku Elton John i Bernie Taupin byli superbohaterami, czego najlepszym dowodem są albumy „Elton John” i „Tumbleweed Connection”.

Na pierwszej z nich znalazł się „Your Song”, błyskotliwa synteza jazzu, folku, soulu, country i rhythm’n’bluesa. Sam John Lennon przyznał, że od czasu The Beatles nic równie świeżego się nie wydarzyło. Zauważona w brytyjskich i amerykańskich notowaniach piosenka umożliwiła upragnione występy za wielką wodą.

Reklama
Reklama

[b]„Crocodile Rock” z płyty „Don’t Shot Me I’m Only The Piano Player” [/b]

„Pamiętam, kiedy rock’n’roll był młody/ ja i Susie mieliśmy tyle zabawy” – śpiewa wokalista w lekkiej, sympatycznej piosence z nieprzyzwoicie przebojowego, popowego wręcz albumu „Don’t Shot Me I’m Only The Piano Player” (wydanego w 1973 roku). I – przynajmniej w pierwszym wersie – nie kłamie. Pamięć nie może go zawodzić, skoro tak sprawnie ujął klimat przełomu lat 50. i 60., przywołując na myśl nagrania Neila Sedaki, Maurice’a Williamsa czy Pata Boone.

Piosenka ta przez trzy tygodnie królowała w Stanach Zjednoczonych, doczekała się nawet specjalnej wersji z mupetami oraz została uwieczniona w nazwach kilku amerykańskich klubów.

[b]„Candle In The Wind” z płyty „Goodbye Yellow Brick Road” [/b]

Podwójny, wydany w 1973 roku album wygrywa prowadzone przez fanów Eltona Johna rankingi. Nie milkną głosy, że był dla niego tym, czym „Sierżant Pieprz” dla liverpoolskiej czwórki, a do tego jednym z ostatnich w latach 70. XX wieku momentów chwały popu przed szturmem punkowców. Paradoksalnie dziś najważniejszym hitem spośród niesamowicie zróżnicowanego, najeżonego szlagierami krążka wydaje się monumentalne „Candle in the Wind”, kiedyś pominięte przecież przy selekcji singli.

Utwór dedykowany oryginalnie Marilyn Monroe, potem zaś Lady Dianie, na koncercie w Warszawie ma być hołdem dla ofiar katastrofy pod Smoleńskiem.

Reklama
Reklama

[b]„I’m Still Standing” z płyty „Too Low For Zero” [/b]

Rok 1983 był czasem powrotu Eltona Johna do najwybitniejszego ze współpracowników, niemożliwego do zastąpienia Taupina. I to na ciekawym brzmieniowo albumie „Too Low For Zero” wyraźnie słychać. Jego siłą napędową jest impertynencki, przesiąknięty do szpiku kości rockiem przebój „I’m Still Standing”.

„Wyglądam jak ocalały z zagłady, czuję się jak dzieciak” – śpiewał z wigorem Sir Elton. W najlepszym w dorobku teledysku artyście bliżej jest jednak do rekina show-biznesu niż do rozbitka. Zawadiacko paraduje w kontrowersyjnym garniturze, nieodłącznym kapeluszu i okularach pośród tańczących z jacksonowskim rozmachem osób.

[b]„Sacrifice” z płyty „Sleeping With The Past”[/b]

To miał być ukłon w stronę Arethy Franklin, Otisa Reddinga czy Marvina Gaye, a zarazem wyzwanie rzucone klasykom soulu. Od razu jednak wiadomo, że krążek „Sleeping With The Past” wydano pod koniec lat 80. ubiegłego wieku. Wystarczy posłuchać kiczowatych partii klawiszy w wyjątkowo melodyjnym „Sacrifice”. Trudno uwierzyć, ale to dopiero ta piosenka umożliwiła artyście samodzielne wspięcie się na szczyt list przebojów w ojczystej Wielkiej Brytanii. Niestety przy okazji sprowadziła wszechstronnie utalentowanego twórcę do miana specjalisty od łzawego repertuaru. W ostatnim dwudziestoleciu mało kto patrzył na Eltona Johna inaczej.

Reklama
Reklama

O formacie talentu Brytyjczyka więcej od słów mówią liczby. Przez 26 lat, od roku 1970 począwszy, jego przebój znajdował się w czterdziestce najpopularniejszych piosenek na świecie. John najwyraźniej gustował w platynie, po raz pierwszy bowiem okrył nią w USA krążek „Honky Chateau”, a potem powtórzył to osiągnięcie przy okazji sześciu następnych płyt. Ogólnoświatową sprzedaż jego albumów szacuje się na 250 milionów, co zapewnia mu rangę The Beatles, Presleya, Jacksona, Abby i Queen.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Kultura
Hockney, Cézanne, Niki de Saint Phalle i Cartier. Wakacyjne wystawy w Europie
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Reklama
Reklama