Tak było przez długie lata. Jej talent docenili krytycy i publiczność nie tylko w Polsce. Udało się jej podbić paryską Olimpię. Nazywana była Czarnym Aniołem. Pieśniarką, która poezję śpiewaną wyniosła na wyżyny doskonałości. W kraju pięła się w górę, tworząc ambitną alternatywę dla „mocnego uderzenia". Choć od dawna już nie koncertuje, trudno zapomnieć jej „Pocałunki", „Grande Valse Brillante", „Groszki i róże", czy „Karuzelę z Madonnami".
– Dreszcz na plecach i onieśmielenie to były odczucia towarzyszące każdemu, kto po raz pierwszy usłyszał i zobaczył takie zjawisko i głos, taką torpedę ekspresji, jak Ewa Demarczyk – mówi jej piwniczny kolega Leszek Długosz.
Szybko odkryto w niej wielki talent aktorski, i namówiono, by studia architektury zamieniła na krakowską PWST. Tam dostała się bez trudu. Z klubu studenckiego Cyrulik została „porwana" do Piwnicy pod Baranami, gdzie odniosła największe sukcesy. Potwierdziła je występami w Opolu, Sopocie. Po recitalu w paryskiej Olimpii wróżono jej międzynarodową karierę.
Ale sława nie przysporzyła jej przyjaciół. Widać to doskonale w dokumencie Janusza Chodziewicza „Panna Madonna legenda tych lat". Mieczysław Święcicki, wspominając piwniczną koleżankę, nerwowo przerzuca stare zdjęcia. Mówi konwencjonalne komplementy. Czuć,