Amerykańskie i angielskie seriale coraz częściej wracają do problemów i atmosfery różnych dekad minionego wieku. Robią to lepiej niż filmy, w których nie ma miejsca na przyglądanie się detalom. Brytyjski „Czas prawdy" pokazuje kulisy powstawania w BBC programu informacyjnego w latach 50. Lęk przed bezrobociem łączył się wtedy na Wyspach ze strachem przed konfliktem atomowym.
Dziennikarz Freddie w zadymionym, obskurnym pokoju bez okien wybiera tematy do telewizyjnych wiadomości. Buntuje się przeciwko ciągłemu pokazywaniu rodziny królewskiej i jej krewnych. I chociaż ma opinię awanturnika, dostaje się do redakcji nowego programu „The Hour".
Serial odtwarza czas narodzin współczesnych mediów i towarzyszący im od początku konflikt między rzetelnym informowaniem a pogonią za sensacją. Freddie chce relacjonować najważniejsze wydarzenia, m.in. przyglądać się kulisom zimnej wojny czy napływowi do Anglii emigrantów z dawnych kolonii. Jednak wdzięczącemu się do kamery prezenterowi i producentom programu zależy głównie na oglądalności. Niechętnie zgadzają się na trudne tematy, bojąc się oskarżeń o sianie paniki.
Dziennikarze zmagają się również z nieoficjalną cenzurą i naciskami politycznymi. Gdy w 1956 r. wybucha kryzys sueski, telewizja pod presją rządu ukrywa udział Wielkiej Brytanii w walce o panowanie nad kanałem.
Seria zaskakuje kryminalnym wątkiem przewijającym się przez sześć odcinków pierwszego sezonu. Na stacji londyńskiego metra zostaje zasztyletowany opozycyjny polityk. Choć z portfela nie giną pieniądze, policja kwalifikuje zbrodnię jako zabójstwo na tle rabunkowym. Freddie prowadzi własne dziennikarskie śledztwo w tej sprawie i trafia na aferę szpiegowską. W przeciwieństwie do policjantów z serii kryminalnych nie ma genialnej intuicji ani niesamowitej sprawności fizycznej. Jego jedynymi atutami są wścibstwo i bezczelność.