Debiut Sheerana był jednym z największych odkryć brytyjskiego rynku w ubiegłym roku. Szkoda, że polska premiera jest opóźniona aż o 11 miesięcy. Ale tak zdarzyło się we wszystkich krajach na kontynencie. Miejmy nadzieję, że wokalista, który 17 lutego skończy 20 lat, zdąży nas jeszcze nacieszyć swoją muzyką.
Niesamowite w jego sukcesie jest to, że przebił się na listy przebojów akustyczną balladą „The A Team". Miał pomysł: dodał do folku delikatny, biały hip-
-hop. Mistrzem Eda jest Van Morrison. Kiedy pragnął pobić rekord barda z czasów, gdy ten dawał 200 koncertów rocznie – wystąpił w 2009 r. przed publicznością 312 razy, czasami grając dla pięciu osób.
Próbował też sił w Ameryce, gdzie spotkała go niewiarygodna przygoda – po występie w jednym z klubów Los Angeles zaprosił go do domu Jamie Foxx, laureat Oscara za rolę Raya Charlesa. Spotkanie okazało się inspirujące. Sheeran publikował w sieci niskobudżetowe teledyski i wydawał EP-ki. Polubili go Elton John i Rio Ferdinand, kapitan angielskiej reprezentacji piłkarskiej. Przełomem okazał się występ w telewizyjnym show Joolsa Hollanda, który w ostatnich czasach namaszcza najważniejszych muzyków młodego pokolenia.
Największym atutem Sheerana jest wrażliwość. W czasach zdominowanych przez cynizm i ironię pisze wzruszające piosenki. „The A Team", największy przebój z płyty, to poruszająca ballada o dziewczynie, która uciekła z domu, nocuje w parkach i prostytuuje się, żeby zarobić na heroinę.