Jak przemytnik został pisarzem

Mija właśnie 75 lat od powstania „Ferdydurke". O jej autorze napisano dużo, ale wciąż nie mamy jego pełnej biografii z prawdziwego zdarzenia. Oto historia wyprawy Gombrowicza w Pireneje, nieopisany dotąd fragment jego życia

Publikacja: 09.09.2012 19:00

Jak przemytnik został pisarzem

Foto: Biblioteka IBL PAN

Red

Pierwsze próby

Prapoczątki to czasy studenckie. Psim swędem, jak lubił to określać, Gombrowicz zdaje z klasy do klasy w szkole katolickiej przy ulicy Traugutta w Warszawie, na maturze uzyskując niezbyt imponujące oceny. Szykuje się, jak na syna dobrej rodziny przystało, na studia i wybiera „wydział najwygodniejszy i najbardziej pociągający leniów: prawo". Nudzą go wykłady i rzadko pojawia się na uczelni. Jest w tym czasie realistą, nie znosi entuzjazmu. Nie zachłystuje się świeżo odzyskaną niepodległością, gdy słyszy „dźwięki wojskowego marsza i rytm przechodzącego oddziału, stara się maszerować nie w takt". Szuka własnej drogi. Ale jaka ona ma być? Kim ma zostać? „Adwokatem? Sędzią? Groszorobem? Profesorem? Filozofem? Artystą? Hreczkosiejem?". We „Wspomnieniach polskich" stwierdzi: „Żadna z tych ról nie była mi całkowicie niedostępna, ale żadna nie przypadała mi zanadto do smaku".

Zobacz na Empik.rp.pl


Zaczyna chorować na płuca i rodzina wysyła go do Potoczku – majątku brata Janusza, niedaleko Wsoli – gdzie dzisiaj mieści się Muzeum W. Gombrowicza. Tam jaśniepanicz oddalony od cywilizacji, w środku lasu, sam (nie licząc kucharza i służby) po raz pierwszy pisze. Z nudów. Bo ile można jeść i przechadzać się po lesie z dubeltówką? Powinien napisać studencką rozprawkę o „Solidaryzmie" Leona Bourgeois na zaliczenie, ale to też nudne. Co więc robić? „I w końcu, zdenerwowany, prawie zrozpaczony, nie wiedząc dokąd uciekać i w co się schronić, zabrałem się do szkicowania powieści – o jakimś buchalterze – i powoli wciągnąłem się, zacząłem nad nią pracować już systematycznie". Nie znajdziemy tej powieści w bibliografii pisarza. Brat Janusz skomentował po lekturze „dzieła": „Okropność. Wyrzucić to, bo wstyd ci przynosi, nikomu nie mów, żeś się tym zbabrał, i na przyszłość zajmuj się wyłącznie czymś innym". Bratowa z kolei rzeknie: „Jaka szkoda, żeś więcej nie polował". W latach 60., gdy Gombrowicz będzie spisywał w Argentynie „Wspomnienia polskie", jego brat Janusz, zdeklasowany ziemianin, mieszkając na Grochowie w Warszawie, będzie handlował m.in. walutą i w dużej mierze utrzymywał się z polskich wpływów z wydań Witolda.



Wkrótce jaśniepanicz podejmuje jednak drugą próbę – z kolegą Tadziem Kępińskim postanawia napisać złą powieść, czyli „dobrą powieść dla mas", która miała być „wyżyciem się wyobraźni brudnej, mętnej, podrzędnej...", miała być zrobiona „z sentymentalizmów, żądz, głupot...". Ten radykalny projekt nie doczekał się realizacji, ale Gombrowicz uzmysłowił sobie przy tym ważną rzecz: że interesuje go dotarcie do niższości, chce, by literatura dla mas była zejściem do rejonów niedojrzałości, tego, co w nas blichtrowate i kiczowate, a co kultura spycha gdzieś na margines, każąc nam wierzyć, że sztuka to „coś więcej".

Kulturalny niesmak w Paryżu

W końcu Witold kończy studia, ale wciąż nie wie, kim zostać. „Za nic nie chciałem być adwokatem ani sędzią". Na szczęście rodzina wpada na pomysł, by wysłać go do Paryża do Instytutu Wyższych Studiów Międzynarodowych. Do Paryża? Czemu nie? Dzięki temu uniknie służby wojskowej. Jest rok 1928, Gombrowicz ma 24 lata. Z bagażem pełnym kompleksów wałęsa się po ulicach, a gdy ujrzy Łuk Triumfalny, roześmieje się pod nosem. Nic nie zwiedza. „Zwiedzać Paryż? Było mi nieznośne, to stawanie przed kościołami z zadartą głową, pielgrzymowanie do muzeów". Włóczy się więc, w instytucie pokazując się rzadko. Aż przypadkowo poznany Chińczyk Szu wprowadza go w internacjonalistyczne towarzystwo anarchistów, buntowników, lekkoduchów i młodych filozofów.  Ćwiczy się, definiując siebie w dyskusjach z Francuzami, Rumunami, Turkami, Hiszpanami i Amerykanami.

W tym czasie w Paryżu są chyba wszyscy. Hemingway przebywa tu z przerwami od momentu, gdy zaczął służbę w Czerwonym Krzyżu podczas I wojny światowej. Jest początkującym pisarzem i mieszka, jak większość artystów, na Montparnassie, prawie po sąsiedzku z Francisem Scottem Fitzgeraldem, który ma już na swoim koncie „Wielkiego Gatsby'ego". Salvador Dalí przyjeżdża do Paryża w tym samym czasie, by poznać Pabla Picassa i Joana Miró.

Witold nie spotyka nikogo z tych „małych", którzy się mają stać „wielkimi", ociera się tylko o André Gide'a poprzez kontakt z niejakim Julsem, który należąc do kręgów mistrza, odwiedza go czasem na południu w château w Cuverville. Gide, ceniący sprawy ducha, nieprzepuszczający żadnego koncertu i uczestniczący w życiu kulturalnym, denerwuje Witolda, który doszukuje się w tym fałszu i pozy. Dopiero po latach, w Argentynie, „Dzienniki" Gide'a zainspirują Gombrowicza do rozpoczęcia podobnego dzieła. Na razie wciąż broni się przed Paryżem, chce utrzymać „niezależność, godność i dumę", boi się, że stanie się „uczniem, naśladowcą, akolitą, podziwiaczem, gapiem". Impregnuje się na francuski ésprit i z ulgą przyjmuje decyzję lekarza, który wysyła go na południe z powodu kolejnej infekcji.

Wizyta w centrum wszechświata

Gombrowicz rusza do Perpignan, miasta leżącego u stóp wschodnich Pirenejów. Raz mówi, że spędził tam pół roku, kiedy indziej, że może ze dwa miesiące. Wyjazd ten okaże się kluczowym momentem w jego „stawaniu się" pisarzem. Jedzie nocnym pociągiem w stanie „wrzenia", „pełen fermentów" po wydarzeniach paryskich i niby nie zdarza się nic niezwykłego, ale właśnie tej nocy uzmysławia sobie coś ważnego: „Stało mi się jasne i oczywiste, że będę artystą, pisarzem". Było to tak mocne, że spisując wspomnienia w 1960 r., notuje: „Dziś jeszcze, gdy jadę w nocy pociągiem, a za oknem migają tajemnicze światła i niedocieczone kształty, uderza we mnie jakże silnie tamta jazda, pełna po brzegi przeczuć tak silnych, że graniczących z oczywistością". Rankiem wjeżdża do Langwedocji, mija Narbonne, pasące się czarnowęglaste krowy, potem przez niesamowite rozlewiska przedpirenejskie w regionie Rousillon, gdzie tory kolejowe przecinają wpół wodne przestrzenie ni to stawów, ni to wdzierającego się w ląd morza walczącego z podnóżem gór o przestrzeń, dojeżdża do Perpignan, skąd dociera do celu podróży – górskiej miejscowości wypoczynkowej Le Boulou.

Gdy Salvador Dalí, mieszkający niedaleko za hiszpańską granicą, dojeżdżał ze swojego Figueres do stacji w Perpignan, miał podobne odczucia: „Nachodziły mnie najgenialniejsze pomysły w moim życiu. Już kilka kilometrów wcześniej, od Le Boulou, mój mózg znajdował się w stanie wrzenia, ale w momencie dojazdu do Perpignan dochodziło do prawdziwego wybuchu, do osiągnięcia najwyższych i najbardziej subtelnych szczytów imaginacji". Niepozorny dworzec w Perpignan był dla Dalego centrum wszechświata. Tutaj zanurzał się w swoich kosmicznych wizjach, czego owocem był między innymi obraz zatytułowany „Mistyka dworca w Perpignan". Nie odnajduję dzisiaj tego magnetyzmu, gdy wysiadam na stacji w Perpignan. Ale podnieca mnie myśl, że oto docieram – poprzez powietrze, twarze ludzi, pamięć bruku, smak gęstego czerwonego wina – do wczesnych doznań młodego Witolda.

Tajemnica Pirenejów

Pireneje Wschodnie to palmy i cyprysy, góry, ale też morze. Niby Francja, ale tutejsi ludzie czują się bardziej Katalończykami, nie da się również nie zauważyć wpływów ludności arabskiej pozostałej gdzieniegdzie po najazdach sprzed wieków oraz Romów, którzy jakoś ulubili sobie te tereny. Gombrowicz jednak nie dostrzega tych niuansów, dla niego to jest Francja i pierwsze zetknięcie się z południem. Z Perpignan dociera do rozłożystego Le Boulou, otoczonego górami. Od końca XIX w. wiele górskich miejscowości przeżywa rozkwit, stając się uzdrowiskami dla nadwątlonych ciał burżuazji wielkomiejskiej. Źródlane wody, spacery, świeże powietrze, las. Ta mitologia „dzikości" stwarza jednak miejsca pracy dla miejscowej ludności, powstają hotele, pijalnie, nawet kasyna, do tego potrzebni są obsługa, kucharze, ochroniarze, panie sprzątające i piorące. Tradycyjnymi zajęciami były tu dotychczas rybactwo, górnictwo, produkcja wina, uprawa brzoskwiń czy kukurydzy, a także kontrabanda, której oddawały się prawie wszystkie rodziny. Kiedyś Hiszpania sięgała bowiem aż po Rousillon, ale od czasu, gdy Francuzi zajęli ten teren i narzucili podatki na sól czy papierosy, przez granicę odbywa się wieczny handel. Okoliczne góry pełne są skrytek na szmuglowane towary. Od czasu do czasu, w zależności od wydarzeń politycznych po jednej czy po drugiej stronie gór, zachodzi też potrzeba przeszmuglowania ludzi. Tak było w czasie I wojny światowej, tak będzie w czasie tzw. Reiterady, gdy w 1939 r. w Hiszpanii zakończy się wojna domowa i oddziały republikanów, którzy przegrają z Franco, będą szukać schronienia. Tak będzie również, zanim Niemcy w 1942 r. zajmą Pireneje – górskimi ścieżkami przejdzie m.in. wielu Polaków, którzy tak jak Julian Tuwim czy Michał Choromański przez Hiszpanię, a potem Portugalię, przedostaną się do Brazylii.

Gombrowicz bardzo intensywnie przeżywa ten czas, bez kontroli rodziny, uwolniony od paryskiego przymusu kultury – brata się z lokalną młodzieżą robotniczą jeżdżącą na rowerach i grającą w bilard, „rozgadaną, żywą, wesołą". Pewnego dnia wybiera się wraz z kompanami na wycieczkę rowerową nad morze do Banyuls-sur-Mer. „Wspaniała wyprawa, pełna poezji trudnej do oddania, bo utkanej z nieznacznych szczegółów, tonącej w słońcu. (...) Pokrzepialiśmy się pomarańczami, bananami i winem, więc zjazd do Banyuls odbywał się w coraz dziwniejszych zygzakach i w końcu tak byłem zalany, że dojechawszy do miejsca przeznaczenia, ani rusz nie mogłem sobie przypomnieć, jak się zsiada z roweru, i jeździłem w kółko po placu, głowiąc się rozpaczliwie, jakby tu zrobić, żeby rower stanął i żeby z niego zsiąść". Ten człowiek z Północy, który dotąd miał „bruneta za niższy gatunek człowieka", zrozumiał i docenił, czym jest Południe. Nie mógł nawet przypuszczać, jakiego figla spłata mu los, gdy dekadę później pewien statek przeniesie go na drugą półkulę. Zauroczony Gombrowicz przenosi się do Banyuls, gdzie „trochę domków wtulonych w zakamarki kolorowe urwistego brzegu – urocze, choć ckliwe, cukierkowe, pocztówkowe", ale jednak zniewala ta „czystość konturu, niepokalana surowość światłocienia, biel płaskich domków i uroczysta niebieskość". Z Banyuls wyjedzie zaskoczony spotkaniem z pewną Szkotką, która nadmiernie mu się wyzwierzała w pociągu do Perpignan, i trafi do niedalekiego Vernet-les-

-Bains. Ponownie musi przejechać przez stację w Perpignan, a potem wysiąść w wąskiej i skalistej dolinie Villefranche nad rzeką Têt, gdzie wznosi się średniowieczna forteca i skąd niedaleko już do państewka zwanego Andorrą. Do dzisiaj kursuje tam ta sama żółta górska kolejka. Autobusem Gombrowicz dojeżdża do Vernet-les-Bains, nad którym góruje szczyt Canigou uważany przez Katalończyków za miejsce święte, i zatrzymuje się w jednym z pensjonatów. W którejś z tych miejscowości – gombrowiczowscy szyfrolodzy pochylali się bezradni nad ich listą, podobnie jak przyszła żona pisarza – ugładzony mieszczuch Gombrowicz wplącze się w przemytniczą przygodę, za co będzie mu groziło aresztowanie. Z potrzasku wyratuje go niejaki ksiądz Barceló. Tyle wiem – a resztę muszę sobie już wyobrazić, sycąc się przepysznym słońcem nad Banyuls czy próbując zdefiniować różnice i podobieństwa pomiędzy Zakopanem a Vernet-les-Bains podczas spaceru po kamiennych uliczkach.

Francuskie fermenty

Pirenejska przygoda dobiega końca, Witold wraca do Polski, a „te wszystkie fermenty, przywiezione z Paryża, ukrywa skrzętnie przed rodziną i znajomymi", „Paryż, Francję zbywałem dowcipkami i powiedzonkami". Ojciec całą przygodę syna skwituje: „I w Paryżu nie zrobią z osła ryżu" oraz wyśle Witolda na aplikację u sędziego śledczego. Jednak z powodów przekonań politycznych (określił się jako lewicowiec, bo popierał Piłsudskiego) Gombrowicz nie zostanie przyjęty na aplikację w Radomiu. Bynajmniej się tym nie przejmie, bo już wie, kim chce być. Opowiadania, które wtedy tworzy, wejdą później do „Pamiętnika z okresu dojrzewania", wydanego w 1933 r., i będą zawierały „kryminalne" wątki, zaczerpnięte z pewnością z protokołowania przesłuchań. Swoją pozycję utrwali, ostatecznie wydając w 1937 r. „Ferdydurke", która dzisiaj obchodzi swoje 75-lecie. Życie dopisze jeszcze jednak francuską puentę do losu Gombrowicza. Jako uznany pisarz wróci z Argentyny do Europy i w 1964 r. osiądzie we Francji z Ritą – rówieśniczką „Ferdydurke". Najpierw w willi La Messuguière w Cabris na południu, gdzie w czasie wojny mieszkał André Gide, później pod Niceą w Vence, gdzie zostanie pochowany w 1969 r. Kilka godzin drogi od miejsc, które w młodości tak rozbudziły jego wyobraźnię.

Pierwsze próby

Prapoczątki to czasy studenckie. Psim swędem, jak lubił to określać, Gombrowicz zdaje z klasy do klasy w szkole katolickiej przy ulicy Traugutta w Warszawie, na maturze uzyskując niezbyt imponujące oceny. Szykuje się, jak na syna dobrej rodziny przystało, na studia i wybiera „wydział najwygodniejszy i najbardziej pociągający leniów: prawo". Nudzą go wykłady i rzadko pojawia się na uczelni. Jest w tym czasie realistą, nie znosi entuzjazmu. Nie zachłystuje się świeżo odzyskaną niepodległością, gdy słyszy „dźwięki wojskowego marsza i rytm przechodzącego oddziału, stara się maszerować nie w takt". Szuka własnej drogi. Ale jaka ona ma być? Kim ma zostać? „Adwokatem? Sędzią? Groszorobem? Profesorem? Filozofem? Artystą? Hreczkosiejem?". We „Wspomnieniach polskich" stwierdzi: „Żadna z tych ról nie była mi całkowicie niedostępna, ale żadna nie przypadała mi zanadto do smaku".

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali