Winylowe gniazdo

Bocian Records wydaje niełatwą i unikatową muzykę na mało popularnym dziś nośniku: płycie winylowej. Krążki cieszą się wielkim wzięciem i trafiają do najdalszych zakątków świata.

Publikacja: 30.12.2012 18:00

To cudownie dziwne, niewielkie nagranie" – wspominał Dan Warburton z Paris Transatlantic. Wtórowali mu inni zagraniczni recenzenci, pisząc m.in.: „Miniatura godna zapamiętania", „Musicie mieć tę płytę, tylko się pospieszcie – nakład jest limitowany!". Mowa o singlu „Rurokura and Eastern European Folk Music Research volume 2" Roberta Piotrowicza. Właśnie tą miniaturą, w której autor połączył archiwalne nagrania folkowe z elektronicznymi dźwiękami, zainaugurował działalność Bocian Records. Wytwórnia, specjalizująca się w publikowaniu nagrań spod znaku improwizowanej elektroakustyki, powstała pod wpływem impulsu.

Singiel – format archetypiczny

Grzegorz Tyszkiewicz, kolekcjoner winyli, muzyk tworzący niegdyś punkowo-awangardową formację Marchlevski, podczas ostatniej edycji festiwalu Musica Genera w 2009 r. wpadł na pomysł, by muzykę, którą goście i organizatorzy imprezy, postaci takie jak znana kompozytorka i performerka Anna Zaradny czy wspomniany już Robert Piotrowicz, promować nie za pomocą pełnych albumów, a miniatur.

– Singiel winylowy to klasyczny, wręcz archetypiczny format muzyki pop – opowiada Tyszkiewicz i z miejsca dodaje, że obecnie to format niszowy. Choćby ze względu na koszty produkcji, które są podobne jak w przypadku albumu długogrającego. Idea leżąca u podstaw Bocian Records okazała się sporym wyzwaniem dla artystów, którzy do tej pory stawiali na rozbudowane utwory. – Moi muzycy często pierwszy raz w karierze muszą prezentować twórczość w krótkiej, ledwie czterominutowej formie – tłumaczy Tyszkiewicz. Wprowadził on zasadę, która czyni tę wytwórnię wyjątkową. – Wszystkie nagrania zostały przygotowane i nagrane specjalnie dla Bociana. Nasze single nie są więc zapowiedziami dużych płyt ani obietnicą czegokolwiek na przyszłość. To zamknięta i, ze względu na ograniczony czasowo charakter, często niedopowiedziana forma – mówi.

Podopieczni z gniazda

Muzycy specjalizujący się w dźwiękowych eksperymentach, tacy jak Niemiec Reinhold Friedl czy australijski kompozytor James Rushford, przychylnie podchodzą do pomysłów Tyszkiewicza. – Bocian spotkał się z dużym zainteresowaniem twórców. Do tej pory nikt mi nie odmówił, nikt też nie wystraszył się „zbanalizowania swojej muzyki do krótkiej formy pop", co zarzucali mi niektórzy recenzenci – mówi założyciel wytwórni.

Współpracowników wybiera sam. Jak przyznaje, wielu podopiecznych zna od dawna, niektórych miał okazję spotkać, gdy stawiali pierwsze muzyczne kroki. Często są to postaci z zupełnie innych światów. Anna Zaradny funkcjonuje w obiegu galeryjnym, dziś znana jest jako performerka multimedialna, która sprawnie posługuje się zarówno materią, jak i dźwiękiem. Ferrana Fargesa z Hiszpanii usłyszeć można na festiwalach takich jak Sonar, a duet Niwea, choć współtworzony przez Wojciecha Bąkowskiego, grafika, performera i autora wideoinstalacji, daleki jest od idei dźwiękowych improwizacji – prędzej może zostać zaklasyfikowany jako post hip-hop.

Kto jednak bacznie śledzi plany wydawnicze Tyszkiewicza, zauważy, że grono jego podopiecznych jest hermetyczne. Wydawca nie ma już czasu na słuchanie nagrań demo nadsyłanych przez ludzi spoza bocianiego gniazda.

Bocian leci do Hongkongu

Wszystko dlatego, że wytwórnia to jedynie hobby, i to kosztowne. Wśród kolekcjonerów winyli Tyszkiewicz znany jest nie tylko jako założyciel niesztampowej wytwórni, ale też szaleniec, który zlicytował jeden ze swoich najcenniejszych białych kruków, żeby mieć na honorarium dla swojego muzyka. Wszystko po to, by nowe dźwięki wytłoczone na czarnych krążkach spod znaku Bociana mogły dolatywać w najdalsze regiony świata. Od miejsc oczywistych, takich jak Anglia, Francja czy Niemcy, po kraje Dalekiego Wschodu. – Mamy stałą liczbę nabywców w Korei Południowej, Japonii i Hongkongu. Sporo zamówień składają słuchacze z Australii i Nowej Zelandii – wylicza wydawca.

W katalogu są pozycje, które sprzedają się wyłącznie za granicą, bo Polaków nie interesują zachodni artyści wydawani przez Tyszkiewicza. – Poza tym krajanie często przeliczają liczbę minut, które mieści płyta, na cenę i z reguły po wymianie uprzejmości więcej się nie odzywają – tłumaczy Tyszkiewicz.

To tylko hobby

Mimo międzynarodowego zasięgu, poza jednym czy dwoma tytułami, wydawca nie wychodzi nawet na zero. – Koszt produkcji singla niewiele różni się od kosztu produkcji dużej płyty. Krążki powstają w dobrych tłoczniach w Niemczech, mastering to robota włoskich i austriackich inżynierów, przygotowanie matryc to znowu nasi zachodni sąsiedzi. Wyprodukowanie krążka razem z poligrafią i masterem to kilka tysięcy złotych. Nakład to zazwyczaj 200–400 sztuk. Działalność wydawniczą trudno nawet nazwać „zajęciem po godzinach", bo jego właściciel sam w tygodniu pracuje zarobkowo do późnych godzin w zupełnie innym zawodzie. Na Bociana zostają mu weekendy i dni wolne.

Płyty, które pachną

Tyszkiewicz szczerze przyznaje, że sam nie wie, czego oczekują słuchacze ani też jaki jest odbiór publikowanych przez Bocian Records nagrań. Recenzje, które napływają z całego świata, sugerują, że więcej niż pozytywny. Dla Tyszkiewicza ważniejsze jest to, by nagrania były ciekawe, brzmiały dobrze, były przyjemne w dotyku, „pachniały jak płyta" i miały frapującą oprawę graficzną. Dzięki miniaturowym formom nagrań Bocian może docierać do słuchaczy, którzy na co dzień nie obcują z improwizacjami elektroakustycznymi, fanów rocka czy soulu. Dla nich każda kolejna płyta jest jak lekcja muzyki. Wraz z porcją dźwięków odbiorca otrzymuje zgrabne kompendium wiedzy, klucz do odczytania i lepszego poznania twórcy. Wśród autorów, którzy zostali zaproszeni przez Tyszkiewicza do stworzenia takich popularyzatorskich tekstów, najczęściej znajdują się nie krytycy muzyczni, a ludzie ze świata sztuki. I tak wkrótce w sprzedaży znajdzie się już nie minialbum, a pełnowymiarowa nowa wersja płyty zespołu Wolfram, wzbogacona o esej reżyserki teatralnej i scenarzystki komiksowej Moniki Powalisz. Ukaże się też krążek CD SEC_'a, młodego włoskiego artysty, który tworzy na pograniczu muzyki konkretnej i noise'u. Muzykę dopełni tekst teoretyka sztuki Stefano Perny. Co dalej? W perspektywie majaczą solowe wydawnictwa Bąkowskiego, nagrania duetu Kasper Toeplitz & Julien Ottawi. – Trudno jednak o perfekcyjne plany – przyznaje Tyszkiewicz. Jedno jest pewne – Bocian powoli, acz systematycznie, zatacza coraz szersze kręgi.

www.bocianrecords.com

To cudownie dziwne, niewielkie nagranie" – wspominał Dan Warburton z Paris Transatlantic. Wtórowali mu inni zagraniczni recenzenci, pisząc m.in.: „Miniatura godna zapamiętania", „Musicie mieć tę płytę, tylko się pospieszcie – nakład jest limitowany!". Mowa o singlu „Rurokura and Eastern European Folk Music Research volume 2" Roberta Piotrowicza. Właśnie tą miniaturą, w której autor połączył archiwalne nagrania folkowe z elektronicznymi dźwiękami, zainaugurował działalność Bocian Records. Wytwórnia, specjalizująca się w publikowaniu nagrań spod znaku improwizowanej elektroakustyki, powstała pod wpływem impulsu.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”