Dwa utwory – „Ognisty ptak" i „Cudowny mandaryn" – wiele łączy, ale też i dzieli. Powstały w zbliżonym czasie, gdy na początku XX wieku balet szukał nowych dróg rozwoju, a kompozytorzy przecierali szlaki nowej muzyce.
Wystawiony po raz pierwszy w Paryżu „Ognisty ptak" był barwnym widowiskiem, opartym na rosyjskich baśniach, więc publiczność łatwiej zaakceptowała awangardowe harmonie Igora Strawińskiego. Natomiast na prapremierze w Hamburgu „Cudowny mandaryn" wywołał skandal. Uznano, że to balet nieprzyzwoity, zatem i muzykę Beli Bartoka odrzucono.
Dziś ten utwór o erotycznym pożądaniu nie bulwersuje i stał się ciekawszy od banalnych tanecznych historyjek. „Ognisty ptak" jest zaś niczym tytułowy bohater. Wszyscy słyszeli o jego nadzwyczajnym uroku, nikt go nie widział. W Operze Wrocławskiej pojawił się po 30 latach nieobecności na polskich scenach.
W ujęciu Bondary przestał być bajką. Historia carewicza, który przy wsparciu cudownego ptaka uwolnił piękną dziewczynę od czarów złego Kościeja, rozgrywa się w wyobraźni małego pacjenta przerażonego pobytem w szpitalu.
W konwencji jego snu świat bajkowy wymieszał się z realnym. Księżniczka nosi czepek pielęgniarki, a Kościej to okrutny chirurg, ale od skalpela uratuje carewicza magiczne pióro ognistego ptaka.?Ten pomysł pozwolił Robertowi Bondarze stworzyć spójne widowisko z dwóch utworów. „Cudownego mandaryna" rozgrywa zgodnie z librettem w zaułkach wielkiego miasta, gdzie uliczna dziewczyna wabi mężczyzn, ale tytułowy bohater nie jest egzotycznym przybyszem, jest jednak w nim coś niepokojącego.