D'Angelo And The Vanguard „Black Messiah", RCA/Sony, CD, 2014
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia ukazał się nowy album zapomnianej już gwiazdy neo soulu i r'n'b D'Angelo. I „Black Messiah" wskoczył od razu na piątą pozycję najpopularniejszych płyt w Ameryce, ale u nas ukazał się dopiero teraz. Na nową płytę artysty, który debiutanckim albumem „Brown Sugar" (1995) wywołał sensację w USA, trzeba było czekać czternaście lat. W 2000 roku wydał „Voodoo", płytą krytycy zachwycili się, a fani kupili prawie dwa miliony egzemplarzy. Niestety, samobójstwo przyjaciela pogrążyło go w depresji i nałogach. Szczęśliwie D'Angelo wyszedł z alkoholizmu i pokazał, że potrafi tworzyć ciekawą, a nawet zaskakującą muzykę. Prezentuje tuzin nowych nagrań na płycie „Black Messiah" firmowanej przez zespół D'Angelo And The Vanguard. „Wielu pomyśli, że to religijna płyta - czytamy w przesłaniu albumu. Niektórzy, że nazwałem się Czarnym Mesjaszem. Według mnie ten tytuł dotyczy każdego z nas. Opowiada o świecie. O idei, do której możemy aspirować. Wszyscy powinniśmy starać się być Czarnymi Mesjaszami".
To album o powstańcach z Ferguson, gdzie policjant zastrzelił nieuzbrojonego Michaela Browna. O powstańcach z Egiptu, tych okupujących Wall Street pod hasłem „Jesteśmy 99 procentami" i wszędzie tam, gdzie społeczność miała dość i zdecydowała zapoczątkować zmiany - tłumaczy dalej D'Angelo. W warstwie muzycznej już nie jest tak rewolucyjny, kontynuuje swoje dzieło tam, gdzie je pozostawił czternaście lat temu. Subtelnie korzysta z jazzowej sekcji instrumentów dętych, śpiewając i melodeklamując wzoruje się na mistrzach soulu, tworzy bogatą warstwę rytmiczną w hiphopowym stylu. „Black Messiah" przypomina najlepsze albumy Prince'a, jest tu nastrój psychodelicznego funku George'a Clintona i zespołów Parliament/Funkadelic. Fani neo soulu z przyjemnością tego wysłuchają.
Kat Edmonson „The Big Picture", Sony Masterworks, CD, 2014
Pierwszą piosenkę napisała mając dziewięć lat. „Świeża jak wiosenny bukiet" - napisał o niej „New York Times", kiedy ukazał się jej debiutancki album „Take to the Sky" (2009). Był notowany na liście najlepszych płyt jazzowych w USA. „To jeden z najlepszych albumów wokalnych, jaki kiedykolwiek słyszałem" - napisał krytyk „The Boston Globe" gdy ukazała się jej druga płyta „Way Down Low" (2012). Zebrała na nią fundusze na Kickstarterze, a potem trafiła do międzynarodowej dystrybucji podbijając serca miłośników jazzujących ballad na całym świecie. Dopiero w 2013 r. wyruszyła na pierwsze amerykańskie tournée. W Europie była supportem koncertów wokalisty Jamiego Culluma.
Jesienią ubiegłego roku ukazał się jej trzeci album „The Big Picture", w notowaniu „Billboard's Heatseekers" długo utrzymywał się na pierwszej pozycji. Kat Edmonson śpiewa głosem swobodnym z charakterystycznym, nosowym brzmieniem. Jest tak naturalna, że aż urocza. Najważniejsze, że to zdolna kompozytorka i autorka tekstów, pisze piosenki wpadające w ucho. Z producentem i pianistą Mitchellem Froomem stworzyła album, którego słucha się z przyjemnością i zaciekawieniem.
Froom współpracował z Suzanne Vega, Elvisem Costello i Sheryl Crow, wie, jak powinny brzmieć dobre piosenki i o to postarał się na tym albumie. Każda piosenka Kat Edmonson jest zaaranżowana inaczej, każda przykuwa uwagę. Szczególnie ujmująco wypadają ballady, a zaśpiewana z akompaniamentem dwóch gitarzystów „All The Way" zatrzymuje czas. Ona sama określa styl swojej muzyki jako vintage pop. Ja bym go nazwał vintage pop jazz. Od pojawienia się Norah Jones nie było ważniejszego wokalnego debiutu, a od Stacy Kent nie słuchaliśmy subtelniejszego głosu.