Dużo więc było wspominania. A widzowie w plebiscycie ogłoszonym przez organizatorów festiwalu przyznali Diamentowe Lwy najlepszym – ich zdaniem - filmom i twórcom, którzy zwyciężali najpierw w Gdańsku, a następnie w Gdyni podczas minionych czterdziestu lat. Laureat Oscara Paweł Pawlikowski i wyróżniona za reżyserię w Berlinie wręczyli Diamentowe Lwy za najlepszy film czterdziestolecia. Decyzją publiczności nagrodę tę dostał Jerzy Antczak za „Noce i dnie".
— Kiedy w 2013 roku odbierałem Platynowe Lwy powiedziałem żonie wracając do domu: Trzeba wiedzieć, kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni, trzeba wiedzieć kiedy wstać i wyjść". 50 lat temu umarła Maria Dąbrowska, 45 lat temu Gustaw Holoubek czytał jej książkę w radiu. Jadzia Barańska powiedziała: „Jurku, powinieneś tę książkę przeczytać". Wierzyłem Barańskiej, przeczytałem w 48 godzin i podjąłem decyzję. Poszedłem do Kawalerowicza, który stwierdził: „Niech pan robi wszystko, tylko nie tę chałę". Napisałem konspekt. Powiedział: „Jeszcze gorzej". Napisałem scenariusz, przeczytał i orzekł: „Żałosne". Kazał mi opowiedzieć pierwsze trzy minuty. Antczak opowiedział. Kawalerowiczowi nadal się nie podobało, ale zrezygnowany stwierdził: „Ma pan tyle entuzjazmu, niech pan robi".
— Będziecie mieli lepsze filmy, będziecie mieli lepszych reżyserów, ale nikt nie będzie was kochał tak jak ja — skończył Jerzy Antczak, zwracając się do polskich widzów.
To nie było zresztą jedyne wyróżnienie dla „Nocy i dni", bo tytuł aktorki czterdziestolecia przypadł Jadwidze Barańskiej.
— W życiu bywają dni powszednie i niedziele. Dziękuję za wspaniały dzień — powiedziała odtwórczyni roli Barbary Niechcic.