W przekonaniu Marka Jurka sprawa jest groźna, bo jeśli sąd nie oddali pozwu, zostanie podważona „wolność mówienia prawdy, prawo do polemiki, bez której nie ma wolności słowa”. Jego zdaniem, jeśli w Polsce funkcjonuje ustawodawstwo chroniące częściowo życie, to musi istnieć prawo do popierania go w debacie publicznej. – Nie przetrwa prawo, którego nie można publicznie popierać – podkreśla. Przypuszcza, że osiągnięcie takiego efektu jest celem środowisk feministycznych wspierających Tysiąc.
Skutku wyroku dla mediów obawia się prof. Jacek Dąbała z KUL. – Dziennikarze, właściciele mediów będą się obawiać podobnych spraw sądowych – uważa. – Istnieje więc zagrożenie ograniczenia wolności do wypowiadania się, prezentacji poglądów.
Innego zdania jest z kolei prof. Maciej Mrozowski, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – W USA , ojczyźnie wolności, istnieją tzw. słowa – czerwone flagi, jak: czarnuch, pedał, za używanie których ktoś przegrał proces – tłumaczy Mrozowski. – Nie oznacza to, że nie można upominać się w mediach o pewne wartości, ale o to, jakich używa się słów. Oceny moralne mogą być formułowane ostrzej niż oceny prawne. Ale im wyższa wartość, tym powinno się do nich przekonywać w sposób bardziej subtelny.
Pełnomocnikiem Alicji Tysiąc w tym procesie jest mecenas Marcin Górski, wykładowca prawa na Uniwersytecie Łódzkim. Zapewnia, że nie bierze honorarium z uwagi na to, iż jego utrzymująca się z renty klientka jest w trudnej sytuacji finansowej.
Ks. Gancarczyka broni adwokat Jacek Siński. Obserwatorzy procesu twierdzą, że jest mało przekonujący, także w linii obrony, jaką przyjął (Alicja Tysiąc jest osobą publiczną. „Gość Niedzielny” nie pisał nic ponad to, o czym pisały inne media, tygodnik wyrażał opinie na temat ogólnie znanych faktów).
Masz pytanie, wyślij e-mail do autorek: [mail=e.czaczkowska@rp.pl]e.czaczkowska@rp.pl[/mail], [mail=e.losinska@rp.pl]e.losinska@rp.pl[/mail]