W Krzemieniewie, niewielkiej gminie w południowej Wielkopolsce, od 1981 r. rządzi ten sam człowiek – naczelnik, a potem wójt Andrzej Pietrula (bezpartyjny, choć popierany przez SLD). I zapewne po 21 listopada nic się nie zmieni.
[srodtytul]Po co nam kto inny[/srodtytul]
Pietrula jest bowiem jedynym kandydatem na szefa gminy. Konkurencji nie miał ani cztery, ani osiem lat temu.
Dlaczego? – Może ludziom po prostu mnie żal – żartuje. Ale mieszkańcy wypowiadają się w nieco innym tonie. – Na wójta narzekać nie można. Dba nie tylko o Krzemieniewo, ale też okoliczne wioski. Po co nam kto inny? – pyta Mirosław Długi, sołtys wsi Hersztupowo. Pietrula kolejną kadencję ma praktycznie w kieszeni. Zapewnia jednak, że kampanii sobie nie odpuszcza. Choć oczywiście jest skromna. – Do mieszkańców trafił list ode mnie. Zabiegam o ich poparcie nie tylko z szacunku. W końcu muszę uzbierać przeszło 50 procent głosów – podkreśla.
Kampanii nie prowadzi za to Marian Zalewski, wójt Szczurowej w Małopolsce. Do żadnej partii nie należy, ale popiera go PSL. Gminą rządzi nieprzerwanie od 1984 r. I choć w tym czasie poznał smak wyborczych bojów, teraz rywale odpuścili. Gdzie tkwi tajemnica jego sukcesów? – Staram się robić więcej niż to, za co mi płacą – przekonuje. – W Szczurowej wiele się udało, bo prawie nie ma u nas polityki. Kłócimy się o sprawy ważne dla ludzi.