W ponad 300 gimnach jest tylko jeden kandydat na wójta

Gmin, w których nikt nie chce konkurować z wójtem czy burmistrzem jest ok. 300. Ta liczba od lat rośnie

Publikacja: 02.11.2010 20:30

W ponad 300 gimnach jest tylko jeden kandydat na wójta

Foto: ROL

W Krzemieniewie, niewielkiej gminie w południowej Wielkopolsce, od 1981 r. rządzi ten sam człowiek – naczelnik, a potem wójt Andrzej Pietrula (bezpartyjny, choć popierany przez SLD). I zapewne po 21 listopada nic się nie zmieni.

[srodtytul]Po co nam kto inny[/srodtytul]

Pietrula jest bowiem jedynym kandydatem na szefa gminy. Konkurencji nie miał ani cztery, ani osiem lat temu.

Dlaczego? – Może ludziom po prostu mnie żal – żartuje. Ale mieszkańcy wypowiadają się w nieco innym tonie. – Na wójta narzekać nie można. Dba nie tylko o Krzemieniewo, ale też okoliczne wioski. Po co nam kto inny? – pyta Mirosław Długi, sołtys wsi Hersztupowo. Pietrula kolejną kadencję ma praktycznie w kieszeni. Zapewnia jednak, że kampanii sobie nie odpuszcza. Choć oczywiście jest skromna. – Do mieszkańców trafił list ode mnie. Zabiegam o ich poparcie nie tylko z szacunku. W końcu muszę uzbierać przeszło 50 procent głosów – podkreśla.

Kampanii nie prowadzi za to Marian Zalewski, wójt Szczurowej w Małopolsce. Do żadnej partii nie należy, ale popiera go PSL. Gminą rządzi nieprzerwanie od 1984 r. I choć w tym czasie poznał smak wyborczych bojów, teraz rywale odpuścili. Gdzie tkwi tajemnica jego sukcesów? – Staram się robić więcej niż to, za co mi płacą – przekonuje. – W Szczurowej wiele się udało, bo prawie nie ma u nas polityki. Kłócimy się o sprawy ważne dla ludzi.

– Zero polityki – to także dewiza Waldemara Nalazka, wójta Osiecznicy na Dolnym Śląsku. Urzędem kieruje od 1993 r. I on początkowo miał rywali. Cztery lata temu żaden już nie podniósł rękawicy. W 2006 r. za jego pozostaniem na stanowisku opowiedziało się 92 proc. wyborców. – Ale w 2002 r., kiedy walczyłem z konkurentem, dostałem tylko 1 procent mniej – podkreśla. – Brak rywala to z jednej strony komfort, ale z drugiej demobilizacja elektoratu.

O ile w Krzemieniewie czy Osiecznicy urzędujący włodarze zdążyli się przyzwyczaić do braku konkurencji, o tyle w niektórych miejscowościach samotni kandydaci są tym bardzo zdziwieni. Tak jest w Sławnie na zachodnim Pomorzu. – W poprzednich wyborach miałem aż czterech rywali, a walka była bardzo zacięta – wspomina Krzysztof Frankenstein, obecny burmistrz (członek PO, choć startuje jako niezależny).

Do wyborczego komfortu Frankensteina przyczynił się były burmistrz Sławna Mirosław Bugajski, który sam wyeliminował się z polityki. Sąd skazał go m.in. za nieprawidłowości przy rozliczaniu jednej z inwestycji. W dodatku swojego kandydata nie wystawił PiS. Obecny burmistrz brak konkurencji tłumaczy sobie też swoimi dobrymi rządami. – Nie było awantur, skandali, była współpraca – wylicza.

[srodtytul]Zmęczeni demokracją?[/srodtytul]

Taką receptę na sukces podaje też Jerzy Szpakowski (bezpartyjny), wójt gminy Trawniki niedaleko Lublina. W tych wyborach po raz pierwszy startuje sam. – Czy potencjalni kandydaci się mnie przestraszyli? Nie chciałbym nadużywać tego słowa. Wydaje się po prostu, że zmierzyli siły i doszli do wniosku, że nie mają ze mną szans – twierdzi.

Na tym rzecz jasna lista gmin z jednym kandydatem na najwyższy urząd się nie kończy. Wczoraj po południu było ich 311 (wczoraj upłynął termin zgłaszania kontrkandydatów), cztery lata temu – 276, w 2002 r. – zaledwie 92. Skąd ta zmiana?

– Bywa, że w małych gminach ludzie nie chcą konkurować z wójtem czy burmistrzem, bo albo się do niego przyzwyczaili, albo boją się konsekwencji. Urząd jest nie tylko decydentem w wielu sprawach, ale często też największym pracodawcą – podkreśla dr Jarosław Och, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego. – Niepokojący jest fakt, że liczba gmin z jednym kandydatem wzrosła. Moim zdaniem to efekt zmęczenia polityką, a co za tym idzie – demokracją. Na co dzień widzą w telewizji kłótnie i bezsensowne spory. Niechęć jest tak duża, że przenosi się także na samorząd.

Ten efekt dostrzega też Przemysław Radwan ze Stowarzyszenia Szkoła Liderów, jednego z uczestników kampanii "Masz głos, masz wybór".

Zwraca jednak uwagę na inną kwestię. – Ostatnia kadencja samorządu to czas przypływu pieniędzy z unijnych funduszy, inwestycji i w związku z tym docenianie obecnych włodarzy – podkreśla. Tak czy inaczej, brak konkurencji nie jest dobry. – Elity w małych gminach i tak są nieliczne. Kiedy wójt czy burmistrz odejdą, mogą nie mieć dobrych następców – zaznacza.

[ramka]Jeśli o mandat wójta, burmistrza czy prezydenta ubiega się jeden kandydat, wybory przybierają formę plebiscytu. Głosujący muszą odpowiedzieć na pytanie, czy chcą, by piastował urząd. Jeśli przeszło połowa powie "tak", wybór jest ważny. Jeśli stanie się inaczej, decyduje rada gminy. Jeśli i ona nie poprze kandydata, do gminy wchodzi wyznaczony przez premiera komisarz. W 2006 r. rady musiały wskazać burmistrza gmin Rajgród na Podlasiu i Gręboszów w Małopolsce (tu do wyborów nie zgłosił się żaden kandydat).

[i]–zal[/i][/ramka]

Kraj
Pałac Prezydencki: Czy media społecznościowe zdominują kampanię prezydencką 2025 roku?
Kraj
Nowej nadziei na nowy rok
Kraj
Ukraina: Były redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Grzegorz Gauden odznaczony „Za odwagę intelektualną”
Kraj
Życzenia świąteczne od „Rzeczpospolitej”: Bóg się nam rodzi!
Kraj
„Gaude Mater Polonia” nie wróci do nas szybko
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego