Poddarłowskie Zielnowo, rodzinną miejscowość Andrzeja Leppera, od Krup, gdzie jest parafia i mały cmentarz, dzieli zaledwie 2 kilometry w prostej linii. Wolą rodziny było, by tragicznie zmarły w piątek lider Samoobrony spoczął tu, nie w Warszawie. Ale wielu tu uważa, że i władzy ten lokalny pochówek był na rękę. – Bali się go chować na Powązkach, wiedzieli, czym to pachnie – mówi z przekonaniem wysoki mężczyzna w świątecznym garniturze, białej koszuli i biało-czerwonym krawacie.
Z czasem, gdy żałobników przybywa, wyraziste krawaty coraz bardziej przekrzykują żałobną czerń.
Żałobnik na wózku
Masowo zjeżdżają się przed południem, choć pogrzeb dopiero o 14. Deszcz zbija w grupkę kilkoro działaczy, którzy chronią się pod daszkiem przystanku pekaesu. Kwiatom w wielkim koszu deszcz nie przeszkadza, a żałobnicy się przyzwyczajają.
Coraz więcej samochodów gromadzi się na poboczu wąskiej, wiejskiej uliczki. Auta żałobników są różne, ale najczęściej skromne – kilkunastoletnie ople czy fordy. Nic dziwnego, że zbierający się przed kaplicą tłum w ciszy rozstępuje się przed mercedesem 600 z numerami stanu Illinois w USA. Ale to nie zaprzyjaźnieni z Samoobroną polonusi, tyko Andrzej Chmielewski, przewodniczący podlaskiej Samoobrony. – To, że tu jesteśmy, pokazuje, że żegnamy polityka wielkiego formatu i że nasz ruch wciąż ma znaczenie – mówi.
Nowiutki fragment obwodnicy, urywający się tuż przy starej drodze nr 206 w Krupach, bardzo się przydał. Od rana miały gdzie parkować liczne autokary z rejestracjami z całej Polski. Z Warszawy przyjechały trzy, tyle samo z Łodzi.