Generał Wojciech Jaruzelski powtarza, że wprowadzenie stanu wojennego „wyszło naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa". Tymczasem by stwierdzić, że było inaczej, nie trzeba nawet sięgać do podziemnej prasy z grudnia 1981 r. Wystarczy przypomnieć doniesienia tej reżimowej. Choć rzadko pisała o represjach, sam obraz biedy i kontroli każdej dziedziny życia jest porażający. To ciekawa lektura zwłaszcza dla tych, którzy roku 1981 i 1982 nie pamiętają.
W Krakowie stan wojenny przyniósł czytelnikom połączenie „Gazety Krakowskiej", popołudniówki "Echo Krakowa" i „Dziennika Polskiego" w jedną ściśle kontrolowaną przez władze gazetę, szybko ochrzczoną przez Małopolan „Gadzim Echem", na wzór wydawanych przez Niemców w okupowanej Polsce gadzinówek. Lektura owej smutnej gazety dowodzi, jak bardzo oczekiwania społeczeństwa różniły się od oceny tamtego okresu przez generała.
14 grudnia „Gadzie Echo" informowało o ograniczeniu wolności słowa i druku, a także o godzinie milicyjnej od 22.00 do 6.00. Każdy, kto nie miał przepustki i przebywał w tym czasie w miejscu publicznym narażał się na zatrzymanie i kolegium do spraw wykroczeń. Mógł być skazany nawet na miesiąc aresztu.
Do tego dochodził brak łączności telekomunikacyjnej, a jedynym powiewem normalności była informacja o 75-leciu klubu sportowego „Cracovia".
Bez mleka, z jednym bochenkiem chleba
Jak postępowała „normalizacja"? 15 grudnia wydrukowano doniesienia, że wojsko otoczyło Stocznię Gdańską. „Newsem" były „normalne dostawy pieczywa" i „kolejki większe niż zwykle". Zatem brakowało nawet chleba, choć gazeta uspokajała, że w Krakowie dostarczono 190 ton pieczywa z piekarni „Społem" i 85 ton z piekarni prywatnych. „W zasadzie" – pisano – normalne były dostawy mleka.