Reklama
Rozwiń

„Gadzie Echo" za słabo wsparło generała Jaruzelskiego

Głodni, odcięci od świata Polacy nie zrozumieli zalet stanu wojennego – wynika nawet z reżimowej prasy

Aktualizacja: 11.12.2011 13:30 Publikacja: 11.12.2011 13:22

Patrol żołnierzy z "kałaszami" na placu Powstańców w Warszawie po wprowadzeniu stanu wojennego

Patrol żołnierzy z "kałaszami" na placu Powstańców w Warszawie po wprowadzeniu stanu wojennego

Foto: Rzeczpospolita, Włodzimierz Wasyluk WW Włodzimierz Wasyluk

Generał Wojciech Jaruzelski powtarza, że wprowadzenie stanu wojennego „wyszło naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa". Tymczasem by stwierdzić, że było inaczej, nie trzeba nawet sięgać do podziemnej prasy z grudnia 1981 r. Wystarczy przypomnieć doniesienia tej reżimowej. Choć rzadko pisała o represjach, sam obraz biedy i kontroli każdej dziedziny życia jest porażający. To ciekawa lektura zwłaszcza dla tych, którzy roku 1981 i 1982 nie pamiętają.

W Krakowie stan wojenny przyniósł czytelnikom połączenie „Gazety Krakowskiej", popołudniówki "Echo Krakowa" i „Dziennika Polskiego" w jedną ściśle kontrolowaną przez władze gazetę, szybko ochrzczoną przez Małopolan „Gadzim Echem", na wzór wydawanych przez Niemców w okupowanej Polsce gadzinówek. Lektura owej smutnej gazety dowodzi, jak bardzo oczekiwania społeczeństwa różniły się od oceny tamtego okresu przez generała.

14 grudnia „Gadzie Echo" informowało o ograniczeniu wolności słowa i druku, a także o godzinie milicyjnej od 22.00 do 6.00. Każdy, kto nie miał przepustki i przebywał w tym czasie w miejscu publicznym narażał się na zatrzymanie i kolegium do spraw wykroczeń. Mógł być skazany nawet na miesiąc aresztu.

Do tego dochodził brak łączności telekomunikacyjnej, a jedynym powiewem normalności była informacja o 75-leciu klubu  sportowego „Cracovia".

Bez mleka, z jednym bochenkiem chleba

Jak postępowała „normalizacja"? 15 grudnia wydrukowano doniesienia, że wojsko otoczyło Stocznię Gdańską. „Newsem" były „normalne dostawy pieczywa" i „kolejki większe niż zwykle". Zatem brakowało nawet chleba, choć gazeta uspokajała, że w Krakowie dostarczono 190 ton pieczywa z piekarni „Społem" i 85 ton z piekarni prywatnych. „W zasadzie" – pisano – normalne były dostawy mleka.

Zakazano sprzedaży złota, a lokale rozrywkowe czynne były tylko do 20.00. Tyle że rozrywka nie była wtedy nikomu w głowie.

16 grudnia gazeta informowała o sprzedaży „po jednym bochenku chleba dla osoby nabywającej". Poza tym czytelnik dowiadywał się, że PLL Lot nie wznowi lotów 16 grudnia i dostawał niejasną zapowiedź: „niebawem wznowione będzie przyjmowanie paczek przez pocztę".

Gazetowy rekonesans po placach targowych pokazał dietetyczną i wegetariańską perspektywę grudnia 1981. Pod dostatkiem było tylko suszonych śliwek, orzechów, grochu i grzybów. Nawet ziemniaki oferowano „powyżej cen oficjalnych". Masło, ser i śmietana zniknęły z obrotu w Krakowie.

17 grudnia „Gadzie Echo" wyjaśniało, kto będzie mógł skorzystać z prawa łaski. Informowało też, że „magazyny Centrali Rybnej rozpoczęły wydawanie świątecznych karpi".

Głuche telefony, odcięte pogotowie ratunkowe

Jak ciężko było o pomoc, potwierdzał tytuł: „W pogotowiu ratunkowym brak połączeń telefonicznych największą bolączką". W dodatku w PKO panował tłok, bo klienci nie pojmujący szlachetnych intencji generała wypłacali pieniądze".

W dodatku „spekulanci" oferowali na krakowskim Kleparzu indyka po 2400 zł (ok. połowy ówczesnej średniej pensji, choć wielu zarabiało znacznie mniej).

18 grudnia „Gadzie Echo" napisało o zajściach w kopalni „Wujek" i ulicznych starciach w Gdańsku. I apelowało: „Nie wznośmy barykad, gdzie potrzebny jest most". Donosiło też o pierwszych w Krakowie sprawach w trybie doraźnym (zaostrzony tryb orzekania kary, stosowany głównie wobec opozycjonistów).

Tytuł „Święta skromne, ale nie głodne" też nie dowodzi zadowolenia społeczeństwa z rygorów stanu wojennego. Tym, co nie chcieli orzechów i grzybów, obiecano na wszelki wypadek rybę z Węgier.

Niestety, wstrzymano sprzedaż benzyny dla taksówkarzy. A aby wyjechać z Krakowa lub przyjąć gości na ponad 48 h, trzeba uzyskać urzędowe zezwolenie. O radości z tego powodu gazeta nie donosiła. 19-20 grudnia odnotowała natomiast dodatkowy papier na podręczniki i lektury szkolne. Bo tych także brakowało.

Dziennik pisał, że w Niepołomicach nie ma paszy, może zatem zabraknąć kurcząt. Wyliczono też, że każdy krakowianin zje mięsa za 5 dolarów – bo „jest pełne pokrycie na kartki". Pracownicy umysłowi, emeryci, renciści mogli wtedy kupić tylko 2,5 kg mięsa na miesiąc, a pracownicy fizyczni, chorzy, kobiety w ciąży oraz dzieci i młodzież – 4 kg.

Najgroźniejsi byli spekulanci

Pisano też o braku tolerancji dla spekulantów. I potępiano fakt, że na warszawskim Bazarze Różyckiego i pod Halą Mirowską indyk kosztował 2500 zł. Na szczęście z ZSRR i Lipska jechały do nas żywność, zabawki dla dzieci, buty i sukienki wełniane.

Gorzej było z pomocą lekarską, bo z centralą pogotowia i strażą łączyły tylko patrole milicyjne i wojskowe oraz naczelnicy gmin. Były także problemy z transportem ludzi, choć autobusy biur turystycznych wspomagały komunikację miejską.

W numerze świątecznym z 24-27 grudnia rozważano m.in., czy będzie co palić. Bo tytoniu brakowało. Znowu musiały też nam pomagać „bratnie" kraje – gazeta donosiła, że codziennie dostajemy 39 tys. ton żywności, leków, środków higienicznych, odzieży i zabawek. Ale trafiało to do nieznanego zespołu ds. podziału darów.

Społeczne komitety kolejkowe nie mają uprawnień – ostrzegała także gazeta upartych klientów. A na kartki w 1981 roku były już masło, mąka, ryż, kasza, proszki do prania czy papier toaletowy. Stan wojenny dał nam kartki na czekoladę, alkohol i benzynę, przebijając rozmiar reglamentacji z czasów II wojny.

Apogeum reglamentacji PRL dodało stemple w książeczkach zdrowia dziecka, bo sklepy zobowiązane były potwierdzić każdy zakup waty, pieluch, mleka w proszku itp. Były też pokwitowania z punktów skupu makulatury, uprawniające do zakupu rolki papieru toaletowego za kilogram makulatury.

Stacje benzynowe miały obowiązek podczas tankowania wbijać stempel w dowodach opłaty składki ubezpieczeniowej pojazdu. Potem zaczęto wydawać karty z wycinanymi kuponami. Specjalne kartki na benzynę były tylko w gestii dyrektorów większych przedsiębiorstw i dla ówczesnych prominentów.

Za te wszystkie atrakcje niewdzięczne społeczeństwo nigdy generałowi Jaruzelskiemu nie podziękowało. A ten, choć przeprosił w niedzielę za dokuczliwości stanu wojennego, twierdzi, że dziś uczyniłby to samo. Trudno żałować, że powrót do władzy mu nie grozi.

Generał Wojciech Jaruzelski powtarza, że wprowadzenie stanu wojennego „wyszło naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa". Tymczasem by stwierdzić, że było inaczej, nie trzeba nawet sięgać do podziemnej prasy z grudnia 1981 r. Wystarczy przypomnieć doniesienia tej reżimowej. Choć rzadko pisała o represjach, sam obraz biedy i kontroli każdej dziedziny życia jest porażający. To ciekawa lektura zwłaszcza dla tych, którzy roku 1981 i 1982 nie pamiętają.

W Krakowie stan wojenny przyniósł czytelnikom połączenie „Gazety Krakowskiej", popołudniówki "Echo Krakowa" i „Dziennika Polskiego" w jedną ściśle kontrolowaną przez władze gazetę, szybko ochrzczoną przez Małopolan „Gadzim Echem", na wzór wydawanych przez Niemców w okupowanej Polsce gadzinówek. Lektura owej smutnej gazety dowodzi, jak bardzo oczekiwania społeczeństwa różniły się od oceny tamtego okresu przez generała.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Kraj
Metro nie kursuje od Słodowca do stacji Centrum. „Podejrzenie, że coś się pali”
Kraj
Jedyne Centrum Integracji Cudzoziemców na Mazowszu będzie działało w Warszawie
Kraj
Pociągi wracają na trasę M1 po awarii w metrze warszawskim
Kraj
Tęcza powróci na plac Zbawiciela. Projekt wybrano w Budżecie Obywatelskim przy czwartej próbie
Kraj
„Dwie wieże” jeszcze w grze, choć już bez prokurator Ewy Wrzosek