We wczorajszym numerze "Rzeczpospolitej" napisaliśmy, że hakerzy z międzynarodowej grupy Anonymus rzekomo włamali się na neonazistowskie, faszystowskie i nacjonalistyczne witryny, skąd wydobyli dane osobowe. Polscy antifowcy wyłowili polsko brzmiące nazwiska i opublikowali je w Internecie na stronie Pl.indymedia.org. Zachęcali też do przejrzenia listy i "podjęcia działań wymierzonych w osoby na niej figurujące", bo jak twierdzą - nikt nie znalazł się tam z przypadku.
Na liście było 450 nazwisk z Polski, wraz z domowymi adresami, m.in. klienci sklepów internetowych z odzieżą popularną wśród kibiców. Dane co prawda zdjęto ze strony, na której pierwotnie się pojawiły "w związku z brakiem możliwości weryfikacji jej prawdziwości i zasadności publikacji", ale - jak donoszą media - lista krąży po sieci. Dziś jedna ze stołecznych prokuratur, która zostanie wyznaczona do zbadania sprawy, otrzyma materiały z policji.
Już we wtorek listą zajął się generalny inspektor danych osobowych. - Robimy to dokładnie na takiej samej zasadzie, jak w przypadku każdej innej listy, która jest ogłoszona w Internecie, a zawiera dane osobowe - powiedział generalny inspektor Wojciech Wiewiórowski. - Jeżeli uznamy, że doszło do złamania przepisów karnych ustawy o ochronie danych osobowych, zostanie złożone zawiadomienie do prokuratury.
GIODO przypomina, że osoby, które poczuły się dotknięte umieszczeniem danych na którejś z list, mogą też kierować sprawy do sądu z tytułu naruszenia dóbr osobistych albo zniesławienia.