Lada dzień, po dwóch latach oczekiwań, Polskie Koleje Państwowe, właściciel PKL, ogłoszą warunki prywatyzacji spółki, do której należy 100 hektarów tras narciarskich i siedem kolejek, m.in. na Kasprowy Wierch, Gubałówkę, Górę Żar i Palenicę.
Posłowie z Małopolski, bez względu na opcję polityczną przyznają, że trzeba zrobić wszystko, by spółkę kupiły polskie podmioty publiczne, np. samorząd województwa małopolskiego, lub – jak chce Solidarna Polska – PKP w ogóle wycofały się z prywatyzacji lub nie sprzedawały całej spółki. Ale to się nie uda.
– Nie rozważamy zachowania pakietu kontrolnego akcji PKL – mówi „Rz” Mirosław Kuk z biura prasowego PKP. Kolej dopina warunki oferty. Poszukiwanie kupca ma się odbywać w drodze negocjacji, dlatego PKP nie ogłoszą, jaka jest oszacowana wartość PKL.
Pieniędzy na zakup PKL nie mają też podbeskidzkie gminy. – Samorząd województwa małopolskiego nie ma takich środków, ale możliwe jest, by do tego interesu weszły inne nieprywatne podmioty – mówi poseł Ireneusz Raś (PO) z Krakowa. – Jest taka szansa, a ja będę robił wszystko, by PKL zostały w publicznych rękach. Rozwój tej firmy gwarantuje rozwój turystyki w polskich górach. Sprzedaż komercyjnemu podmiotowi – obawę o spekulacje na giełdzie – dodaje poseł Raś.
Problem w tym, że w Polskie Koleje Linowe, poza zakupem, trzeba zainwestować ogromne pieniądze w rozwój.