Z 200 metrów Antoni Niemiec nie był w stanie rozstrzygnąć, czy były to ciała ludzkie, czy zwierzęce, ba – czy w ogóle to były ciała. Zasugerował się zapachem unoszącym się z ogniska. Mdłym, charakterystycznym dla palonych zwłok.
Magdalena Bryś pamięta, że starsi mieszkańcy wioski wzięli wiklinowe koszyki, koziki i pod pretekstem zbierania grzybów poszli niby przypadkiem w okolice Hubertusa. Zawróciło ich wojsko. Cały teren był szczelnie obstawiony przez kilka dni. Wartownicy powiedzieli im tylko, że muszą wracać. Żadnych wyjaśnień. Żadnego tłumaczenia, czego tylu wojskowych szuka w baruckim lesie.
Ciekawość nie dała spokoju Henrykowi Pytlowi. Po kilku dniach pobiegł do lasu razem z kolegą. Widzieli kawałki ciał, porozrywane ubrania. Zobaczyli czapkę rogatywkę z orłem w koronie i z gwiazdkami. Obok leżała ludzka głowa. Uciekli, ale wrócili. Zakopali głowę pod gruszą.
Ówczesny sołtys Barutu Teodor Anioł wiedział, że ludzie chodzili do lasu. Znajdowali tam kości. Zbierali je i zakopywali. Co chwilę natykali się na fragmenty ubrań, trzewiki. Ojciec Huberta Zyzika znalazł część mózgu, skórę z włosami, rozszarpane mundury.
Fesztrowe Pole
– Po kilku miesiącach na gruszce zauważyliśmy wiszącą rękę. Znaleźliśmy ją dopiero zimą – po tym, jak opadły liście – wspomina Jerzy Karpiński. Uważa, że resztki ciał oprawcy przenieśli na Fesztrowe Pole. Fesztrowe Pole – jak mawiają mieszkańcy Baruta – to inaczej Ogród Gajowego. Od 66 lat jest też zwane Polem Śmierci.
Róża Keller i Anastazja Ebert, dwa–trzy tygodnie po wybuchu, chodziły w to miejsce wypasać krowy. Pamiętają, że na polu widziały łatę świeżo rozkopanej ziemi, która się poruszała. Ów ruch mogły wywołać procesy gazowe w rozkładających się ciałach.
Łucja Szolke po roku poszła ze swoją babcią na Fesztrowe Pole, by wypasać krowy: – Nagle krowa zapadła się po kolana. Gdy stamtąd wyszła, śmierdziała trupami. Uciekłyśmy czym prędzej.
To wrześniowe wydarzenie na długie lata zapadło w pamięć mieszkańcom Barutu. To, czego mimo woli byli świadkami, paraliżowało ich do tego stopnia, że nie chcieli o tym rozmawiać nawet między sobą. Milczeli. Szczątki dokumentów, zdjęcia czy żołnierskie guziki, które znaleźli w lesie, chowali w najgłębszych zakamarkach swoich domów albo jak najszybciej wyrzucali.
– Już nigdy nie poszłam do tego lasu – mówi Magdalena Bryś, która nie postawiła tam swojej stopy od ponad 60 lat.
Świerki
Masowych grobów, w których pogrzebano partyzantów, nie udało się odnaleźć. Nie pomogły wielokrotne wyjazdy prokuratora Piotra Nalepy i archeologów w teren, praca z mapami, georadarami i badanie ziemi świdrami geologicznymi. Dlaczego nie udało się znaleźć mogił? Bardzo prawdopodobne jest, iż Jan Zieliński nie był do końca szczery w rozmowie z prokuratorem, gdy wskazywał miejsca zbrodni. Może czas zatarł w jego pamięci szczegóły. Nie da się wykluczyć, że kilka egzekucji, w których uczestniczył, połączył w jedną, by pomniejszyć swoją rolę.
Tylko na polanie Hubertus udało się znaleźć kilkadziesiąt fragmentów kości, wszystkie z widocznymi uszkodzeniami. Uszkodzenia te powstały w wyniku... wybuchu. To w zasadzie jedyne dowody materialne potwierdzające egzekucję, do której doszło na polanie Hubertus. Dlaczego nie znaleziono więcej kości? Bo ich tam już nie ma. Polanę przeszukano bardzo dokładnie. Przeoczenie masowego grobu jest niemożliwe. Najprawdopodobniej kilka lat po mordzie, pod pozorem na przykład wykonania prac melioracyjnych, szczątki wydobyto i przewieziono w nieznane miejsce.
Na Hubertusie dzisiaj stoi krzyż. Co roku, w ostatnią sobotę września, odprawiane są pod nim msze. Od kilku lat przyjeżdżają na nie mieszkańcy Podbeskidzia, rodziny tych, którzy zniknęli bez wieści 66 lat temu. Rzucono nawet pomysł, by z okolic Żywca przywieźć świerki. Świerki, które rosną na zboczach Baraniej Góry, na której kiedyś walczyli ludzie „Bartka", teraz mogłyby szumieć nad miejscem, w którym polegli partyzanci.
Publikacja tekstu stanowi nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie "Uważam Rze Historia" pod hasłem „Ocalone historie...". Jury wzięło pod uwagę dotarcie do różnorodnych źródeł, a zwłaszcza odszukanie świadków wydarzeń sprzed 65 lat oraz miejsc, gdzie owe wydarzenia się rozgrywały. Jest to dobrze napisana opowieść o zapomnianym epizodzie tragedii żołnierzy wyklętych.
Listopad 2011