27 maja Kuba skończy pięć lat. Od niedawna, z pomocą lekarzy i logopedów, uczy się oddychać i mówić – dopiero rok temu lekarze wyjęli mu z tchawicy rurkę tracheotomijną. Nie potrafił jeść, ani pić. Dzięki logopedom, ćwiczeniom z emisji głosu Kubuś mówi dziś na poziomie trzylatka. – Rówieśnicy go nie rozumieją, odrzucają – mówi mama Katarzyna Brońska. Do końca życia będzie mówił ciszej, z chrypą. Z powodu wylewów dokomorowych (także są wynikiem tragicznej w skutkach intubacji) nie ruszał nogami, rękami. Metodą Wojdy (ucisków, stymulacja nerwów) musiał być całkowicie rehabilitowany. – NFZ nie refundował nam niczego – mówi Brońska.
W dniu jego urodzin przedawni się śledztwo, które miało wyjaśnić, kto jest winny, że w szpitalu, gdzie się urodził, uszkodzono mu krtań podczas źle wykonanych prób intubacji – zerwania lewej struny głosowej, rozerwania oraz trwałego skrócenia prawej, przemieszczenia lewej chrząstki nalewkowatej.
Śledztwo w sprawie wyjaśnienia tamtych tragicznych zdarzeń jest prowadzone wyjątkowo nieudolnie, zaginęła częściowo dokumentacja medyczna, a lekarze zasłaniają się niepamięcią. Rodzice Kuby próbują odtworzyć dramatyczne okoliczności tamtych dni i odnaleźć winnych.
Co kilka miesięcy jadą do katowickiej kliniki laryngologicznej na badania. – Wrocławscy lekarze bez skierowania nie chcieli Kubie nawet wymieniać rurki. Pytali, czy jego sprawa toczy się w prokuraturze, i zamykali nam drzwi. Robiłam to nielegalnie sama, w domu – wspomina mama Kuby.
Nieudolna intubacja
Kubuś urodził się w Szpitalu Klinicznym nr 1 we Wrocławiu w stanie wskazującym na zaburzenia oddechu. W wypisie ze szpitala napisano, że powodem była infekcja wewnątrzmaciczna i wrodzone zapalenie płuc. 27 maja 2008 r. zaintubowanego noworodka przetransportowano karetką na oddział intensywnej terapii dziecięcej znajdujący się jedną ulicę dalej.