Stołeczna prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie serii napadów w Warszawie, do których doszło od września 2010 do listopada 2012. Na ławie oskarżonych zasiądą Michał R. ( l. 28), jego brat Tomasz (l. 25), Adam S. (l. 24) i Arkadiusz K. ( l. 23). Na całej czwórce ciążą zarzuty napadów na banki. – Okradli oni dwie placówki przy ul. Grójeckiej, Powstańców Śląskich oraz Wolskiej w Warszawie, a także przy ul. Gorkiego w Łodzi – mówi Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury. Dodaje, że w każdym przypadku scenariusz napadu był bardzo podobny. – Po wejściu do banku przestępcy kierowali się w stronę kasy. Tam pokazywali kasjerce przedmiot przypominający broń palną i grożąc, że ją zabiją żądali pieniędzy, a gdy je dostali szybko opuszczali bank – opowiada prok. Ślepokura.
Podczas każdego napadu szajka zarabiała od kilku do kilkunastu złotych. Największy łup miała w Łodzi. Tam skradała 36 tys. zł. Bandyci byli bardzo zuchwali. Po pierwszym napadzie uznali, że skoro się udało w jednym to liczyli, że uda się i w kolejnych.
Grupa miała jednak złe rozeznanie i nie z każdego oddziału wynosiła pieniądze. – W niektórych była obsługa bezgotówkowa – tłumaczy oficer policji
Jako pierwsi na początku marca wpadli bracia Tomasz R. oraz 27-letniego Michała R. Mężczyźni akurat obserwowali bank, który chcieli okraść. Gdy zobaczyli policję, próbowali uciec. Nie udało im się. Potem policja zatrzymała dwóch kolejnych ich wspólników Adama S. i Arkadiusza K. – Trzech z tych mężczyzn to byli budowlańcy, którzy pracowali dorywczo w Warszawie, a czwarty jest kolegą jednego z zatrzymanych – mówi policjant. Jak ustalono, robotnicy napadali na banki, bo uznali, „że więcej pieniędzy zarobią w ten sposób, niż tyrając na budowie".
Zaraz po zatrzymaniu cała czwórka trafiła za kraty. Dziś w areszcie jest tylko Michał R. – On ma najwięcej zarzutów na swoim koncie – tłumaczy prok. Ślepokura. Mężczyzna poza napadami na bank odpowie także popełnienie innych przestępstw tj.: przywłaszczenie powierzonego mienia, kierowanie gróźb bezprawnych wobec świadka, a także przywłaszczenie dowodu osobistego innej osoby. – Przywłaszczył sobie rzeczy osobiste znajomej jak komputer, telefon, laptop. Nie chciał ich oddać. Groził kobiecie m.in. na Facebooku – mówi prok. Ślepokura.