Prokuratura na warszawskim Mokotowie, która prowadzi śledztwo w sprawie tego głośnego zabójstwa dostała właśnie wyniki obserwacji psychiatrycznej podejrzanego. – Wynika z niej, że w chwili zbrodni mężczyzna był niepoczytalny. Nie może więc odpowiadać karnie za swoje postępowanie – mówi prok. Paweł Wierzchołowski, szef prokuratury.
Do zbrodni na warszawskim osiedlu Służew nad Dolinką doszło w marcu, gdzie malarz mieszkał z żoną i dorosłym 34-letnim synem. W dniu tragedii, choć był środek dnia, 63-letni malarz spał na kanapie w salonie. Syn wyszedł do sklepu. Kupił wino. Wypił całą butelkę, a potem ściągnął ze ściany w kuchni jeden z tasaków i zaczął uderzać nim ojca.
Ciosy były potężne. Głowa ofiary rozpadła się na kawałki. – Wyglądała jak rozłupany orzech włoski. Krew i fragmenty mózgu były wszędzie. Na kanapie, podłodze, ścianach i licznych obrazach – relacjonuje jeden z policjantów, który był na miejscu. Podczas oględzin zwłok lekarz stwierdził, że ofierze zadano ponad 20 ciosów tasakiem.
– Waliłem nim tak długo, aż ojciec przestał się ruszać – opowiadał Olgierd J. podczas przesłuchania. Po zbrodni zgłosił się do najbliższego komisariatu i powiedział, że zabił ojca. Stamtąd trafił do izby wytrzeźwień, miał bowiem ok. 2,5 promila w wydychanym powietrzu. Dopiero dwa dni po zabójstwie śledczym udało się go przesłuchać.
Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa. Przyznał się do winy. Stwierdził, że przyczyną jego działań były nieporozumienia między nim a ojcem. Obaj sporo pili.