Przez trzy dni mieszkańcy 20-tysięcznego podłódzkiego Ozorkowa nie mieli ogrzewania ani ciepłej wody w swoich domach. Przyczyna? Podpalenie ciepłowni przez zwolnionego pracownika.
Siekiera, benzyna, fałszywy alarm
W listopadzie 2013 roku 37-letni Robert W. z siekierą i nożem w ręku wdarł się do zakładu. Sterroryzował pracownika, siekierą zniszczył urządzenia sterujące kotłami centralnego ogrzewania, a potem wzniecił pożar po rozlaniu benzyny.
Straż pożarna przez kilka godzin walczyła z żywiołem.
Podpalacz uciekł. Zabarykadował się we własnym mieszkaniu i groził, że wyskoczy przez okno. W końcu się poddał.
Najpierw usłyszał zarzut zniszczenia elementów sieci ciepłowniczej o znacznej wartości, co spowodowało zakłócenie ich działania. A w tym tygodniu kolejne zarzuty – sprowadzenia zagrożenia katastrofą, w której mogło ucierpieć mienie warte 5,3 mln zł.