Komenda Główna Policji chce wyposażyć w elektryczne paralizatory nowej generacji tysiące policjantów – do 2015 r. to urządzenie ma mieć każdy patrol w Polsce.
– Na razie chcemy kupić ok. 600–700 urządzeń, a docelowo, jeśli fundusze pozwolą, wyposażyć w nie wszystkie patrole – mówi „Rz" Mariusz Sokołowski, rzecznik KGP.
Z danych „Rz" wynika, że w pionach patrolowo-interwencyjnych służy ok. 20 tys. policjantów – patrole są dwuosobowe, więc KGP musiałaby kupić ok. 10 tys. paralizatorów. Bez ceny kartridży (to kaseta, którą się wymienia po każdym użyciu paralizatora) musiałaby na to wydać ok. 80 mln zł!
Problem w tym, że – jak pokazał ostatni przetarg na zakup testowych paralizatorów – wysokie wymogi policji spełnia dziś tylko jeden producent takiego sprzętu na świecie – amerykańskich taserów. Także polski przedstawiciel Taser International jest tylko jeden. To spółka UMO z Zielonki. Policja już kupiła od niej 78 taserów oraz 300 kartridży do nich za ponad 1,1 mln zł.
W tasery wyposażona jest policja w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Francji. Nie dziwi więc, że polska też chce je mieć. To paralizator, który wystrzeliwuje elektrody o zasięgu kilku metrów. Dziś sprzęt taki w policji mają tylko antyterroryści i szturmówki CBŚ. Jest drogi – egzemplarz kosztuje 7–8 tys. zł i jak zachwala producent – bezkonkurencyjny na rynku paralizatorów pod kątem bezpieczeństwa kardiologicznego. W kilka sekund obezwładnia przeciwnika, nie czyniąc mu szkody. Taser jest wyposażony w kamery, które rejestrują obraz i dźwięk, od momentu, kiedy policjant odbezpiecza to urządzenie, dzięki czemu umożliwia rejestrację interwencji.