Sytuacja w PO po dymisji premiera Donalda Tuska

Premier zachowuje się tak, jakby chciał w Polsce zostawić spaloną ziemię - pisze Andrzej Stankiewicz

Publikacja: 10.09.2014 04:00

Sytuacja w PO po dymisji premiera Donalda Tuska

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Po niemal 2,5 tys. dni rządu Donald Tusk złożył wczoraj dymisję ze stanowiska premiera. Prezydent przyjmie ją w czwartek i powierzy misję kierowania rządem Ewie Kopacz, którą wskazał odchodzący premier.

Donald Tusk od 1 grudnia stanie na czele Rady Europejskiej, gdzie będzie koordynował pracę prezydentów i szefów rządów krajów członkowskich Unii.

To bez wątpienia wielki sukces, że ćwierć wieku po odzyskaniu niepodległości, 15 lat po wejściu do NATO i dziesięć lat po przystąpieniu do UE Polak symbolicznie stanie na czele Unii.

Odejście Bieńkowskiej, Serafina i być może Sikorskiego osłabi rząd i Platformę Obywatelską

Obawy budzi jednak to, co Donald Tusk zostawi po sobie tu, w kraju. Wygląda to tak, jakby premier chciał przygotować takie rozdanie personalne, który będzie zaprzeczeniem większości jego wypowiadanych przez siedem lat słów o stabilności i rozwoju Polski.

Luka po Bieńkowskiej

Pamiętam luty 2013 r., Brukselę. To był historyczny szczyt UE, na którym zatwierdzano unijny budżet na lata 2014?–2020. Tusk był dumny – i słusznie. Mimo że po raz pierwszy w dziejach UE przyjęto budżet szczuplejszy od poprzedniego, to akurat Polska otrzymała więcej pieniędzy – w sumie niemal 0,5 bln zł.

– To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Nie sądzę, żebym mógł coś takiego jeszcze dla Polski zrobić – mówił Tusk triumfalnie.

Pamiętam też listopad 2013 r., Warszawę. W ramach rekonstrukcji rządu premier połączył resorty rozwoju regionalnego oraz infrastruktury, postawił na ich czele Elżbietę Bieńkowską i wyniósł ją do rangi wicepremiera. – Ta decyzja strukturalna dojrzewała od dłuższego czasu – mówił, przekonując, że skoro środki UE są w dużej mierze przeznaczane na rozwój infrastruktury, to połączenie resortów pod kierownictwem Bieńkowskiej jest idealnym rozwiązaniem. – Byłem zdeterminowany, by szansę związaną ze środkami europejskimi dać do realizacji w jedne ręce – mówił.

Dziś, na samym finiszu negocjacji w sprawie programów wydatkowania środków unijnych (tzw. kontraktów regionalnych), premier owe ręce zabiera ze sobą do Brukseli. A przyszłość tego „strukturalnie przemyślanego" resortu stoi pod znakiem zapytania.

Pamiętać należy, że nowy budżet UE jest specyficzny. Ponieważ w UE wciąż czuć kryzys, to zaostrzono procedury rozliczania środków, przez co wykorzystanie pomocy będzie trudniejsze.

W tej sytuacji odejście urzędniczki, która najpierw w śląskim samorządzie, a potem przez siedem lat jako minister zjadła zęby na procedurach unijnych, jest bardzo złym pomysłem.

Bieńkowska nie będzie się zajmować w Komisji Europejskiej koordynacją wydatkowania środków pomocowych. A zatem, nawet nieformalnie, nie będzie mieć kontroli nad środkami dla Polski.

Jej teka komisarza ds. wspólnego rynku, a więc wewnętrznych regulacji gospodarczych UE, choć ważna, jest z polskiego punktu widzenia mniej istotna niż właściwe wykorzystanie środków z UE. Obecny budżet jest ostatnim, z którego możemy czerpać garściami. Dlatego Bieńkowska jest bardziej potrzebna tu niż tam.

Brak Serafina

Dodatkowym osłabieniem rządu będzie wyjazd wiceszefa MSZ Piotra Serafina, ministra do spraw europejskich.

Nie ma w tej chwili w Polsce lepszego praktyka od polityki unijnej. Serafin był architektem i wykonawcą dwóch dużych batalii europejskich ostatnich lat – w sprawie bud-?żetu UE oraz tej ostatniej, personalnej rozgrywki, która wyniosła premiera Tuska na prestiżowe stanowisko szefa Rady Europejskiej, a wicepremier Bieńkowskiej zapewniła fotel unijnego komisarza.

Obie operacje to majster-?sztyk, a o ich szczegółach można napisać książki. Jeden ze smakowitszych kąsków – Serafin współtworzył założenia budżetu jako wiceszef gabinetu komisarza UE Janusza Lewandowskiego w Brukseli, by potem wrócić do Polski i negocjować tenże budżet, zasiadając z drugiej strony stołu.

Premier ma jasny interes w zabraniu Serafina – to sprawny urzędnik, który tak skonstruuje mu skład gabinetu szefa Rady Europejskiej, by zagwarantować dostęp do liderów najważniejszych krajów UE. Tyle że spośród polskich rządowych fachowców od Unii Serafin jest jednym z ostatnich, który nie odszedł jeszcze do biznesu ani nie wyjechał do Brukseli. Jego zastąpienie będzie niebywale trudne.

Wątpliwości Sikorskiego

Odejście Serafina to niejedyne możliwe osłabienie MSZ. Ważą się losy ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Po pierwsze, wokół jego dymisji prowadzona jest niezrozumiała – i szkodliwa – gra między Kancelarią Premiera a Pałacem Prezydenckim.

Po wtóre, sam Sikorski jest sfrustrowany. Faktem jest, że został przez premiera potraktowany jak zając, dopiero kilka dni przed szczytem UE zrozumiał, że Tusk oficjalnie wysunął jego kandydaturę na szefa unijnej dyplomacji tylko po to, aby przehandlować tę nominację podczas starań o własne stanowisko. W dodatku Tusk nie wskazał go ani na stanowisko unijnego komisarza, ani nowego premiera – na co Sikorski bardzo liczył.

Tak, Sikorski ma rozbuchane ego, a miłość własną większą niż jego pałac w Chobielinie. Tak, bywa nieroztropny w swych publicznych i prywatnych wypowiedziach. Tak, lubi suto ucztować na koszt podatnika, a koszty trunków pokrywa z własnej kieszeni tylko wtedy, gdy zostanie do tego zmuszony.

Ale te jego małe, przyziemne defekty nie zmienią jednego – nie ma w tej chwili w Platformie nikogo, kto mógłby lepiej od niego pokierować polską dyplomacją w czasach zawieruchy.

Sikorski jako szef MSZ od siedmiu lat, od samego początku zaangażowany jest w ukraińskie sprawy – z prorosyjskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem negocjował umowę stowarzyszeniową z UE, praprzyczynę dzisiejszej wojny. Potem jeździł na Ukrainę w czasie protestów Majdanu, namawiając władzę i proeuropejską opozycję do kompromisu. Po agresji rosyjskiej starał się zwiększyć zaangażowanie Zachodu w pomoc dla Kijowa.

Sikorski ma też dobrą orientację w sytuacji na Bliskim Wschodzie, który ponownie, po proklamowaniu przez religijnych radykałów Państwa Islamskiego na pograniczu syryjsko-irackim, zaczyna być dla Zachodu palącym problemem. Sikorski był zaangażowany w rozwiązywanie konfliktu syryjskiego. Dobrze zna też sytuację w Iraku – był szefem MON w rządach PiS, gdy stacjonowali tam polscy żołnierze, a szefem MSZ w rządach PO, gdy nasze wojska Irak opuszczały.

Odwołanie Sikorskiego lub też jego dobrowolne odejście byłoby ogromnym, niepotrzebnym osłabieniem rządu.

Czy stać nas na Kopacz

Jednak w tym całym partyjno-państwowym patchworku, który przygotowuje odchodzący premier, największy problem stanowi jego następczyni. Czytelne są osobiste racje Donalda Tuska, który obsadza na fotelu premiera kandydatkę całkowicie mu lojalną – Ewę Kopacz.

Tyle że Polska nie może sobie w tym momencie pozwolić na premiera zastępczego, sterowanego z tylnego fotela. Kopacz nie ma kwalifikacji ani w polityce zagranicznej, ani w obszarze bezpieczeństwa, ani w gospodarce – a to kwestie dziś kluczowe, biorąc pod uwagę wojnę na Ukrainie, narastający radykalizm na Bliskim Wschodzie i sytuację ekonomiczną w UE.

Jedyne osiągnięcie Kopacz w polityce zagranicznej to ubiegłoroczny wyjazd do Chin w rocznicę masakry studentów na placu Niebiańskiego Spokoju. Także rządowe doświadczenia Kopacz nie napawają optymizmem: była marnym ministrem zdrowia. Wszystkim dotkniętym amnezją w tej kwestii warto przypomnieć choćby raporty NIK dotyczące jej sztandarowej reformy ?– przekształcenia szpitali w spółki oraz chaos, jaki wywołała jej ustawa refundacyjna.

Po odejściu na stanowisko marszałka Sejmu Kopacz była poza rządowym obiegiem i nie miała żadnego wpływu na kluczowe decyzje w państwie. Z racji zajmowanego stanowiska zasiada co prawda w prezydenckiej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, ale jest tam statystką. To nie jest odpowiedni czas, by reżyser dał jej główną rolę.

Bezkrytyczni zwolennicy wszelakich decyzji Donalda Tuska uznają krytykę Kopacz za seksizm. To argument groteskowy. Wszak kobiety zaczęły zajmować najwyższe stanowiska w Polsce już kilka lat po upadku komunizmu – i nikomu rozsądnemu to nie wadzi. Mieliśmy już kobietę premiera (Hannę Suchocką w latach 1992–1993), mieliśmy szefową banku centralnego (Hannę Gronkiewicz-Waltz w latach 1992–2001), kobiety były ministrami niemal we wszystkich rządach i kandydowały na prezydenta.

Płeć nie była przeszkodą, gdy pierwszą polską komisarz w UE w 2004 r. zostawała Danuta Hübner. Płeć nie miała znaczenia, gdy Elżbieta Bieńkowska zostawała wicepremierem i teraz, gdy – niestety – wyjeżdża do Brukseli. Wreszcie płeć nie była istotna, gdy Ewa Kopacz w 2011 r. jako pierwsza kobieta w historii Polski została marszałkiem Sejmu. Płeć stała się ważna dziś, kiedy Kopacz ma zostać premierem.

Tyle że płeć nie może zamykać dyskusji o kwalifikacjach.

Premierem w czasach niepokoju nie powinien być ktoś, kogo główną zaletą ma być to, że jest kobietą. Może Ewa Kopacz będzie dobrym premierem, może czegoś się nauczyła przez te niemal dwie dekady w polityce, może wybuchnie jej skrywany talent polityczny. Tyle że to nie jest odpowiedni moment na testy. Trzeba wreszcie powiedzieć – niczym w baśni Andersena – że król jest nagi. Nawet jeśli to królowa.

Po niemal 2,5 tys. dni rządu Donald Tusk złożył wczoraj dymisję ze stanowiska premiera. Prezydent przyjmie ją w czwartek i powierzy misję kierowania rządem Ewie Kopacz, którą wskazał odchodzący premier.

Donald Tusk od 1 grudnia stanie na czele Rady Europejskiej, gdzie będzie koordynował pracę prezydentów i szefów rządów krajów członkowskich Unii.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo