Reklama

Anna Słojewska: Cichy Belg od kryzysów i ratowania euro

Herman Van Rompuy, belgijski mistrz kompromisów i wielbiciel haiku, kończy w tym tygodniu swoje dwie kadencje na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.

Aktualizacja: 26.11.2014 07:04 Publikacja: 26.11.2014 01:00

Anna Słojewska: Cichy Belg od kryzysów i ratowania euro

Foto: AFP

Korespondencja z Brukseli

Herman Van Rompuy, belgijski mistrz kompromisów i wielbiciel haiku, kończy w tym tygodniu swoje dwie kadencje na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Miał być sekretarzem państw członkowskich, a stał się jednym z czołowych polityków, którzy zapobiegli rozpadowi strefy euro.

– Ma pan charyzmę mokrego mopa i urzędniczyny z banku – tak obrażał Van Rompuya brytyjski eurosceptyk Nigel Farage w lutym 2010 roku, trzy miesiące po rozpoczęciu przez Belga kadencji na stanowisku pierwszego stałego przewodniczącego Rady Europejskiej.

– Nie rozumiem, o co mu chodziło. Jeśli nie chcemy, żeby UE była organizmem państwowym, to nie możemy wymagać, żeby na czele rady stał charyzmatyczny przywódca – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Konrad Szymański, polityk PiS, w latach 2004–2014 poseł do Parlamentu Europejskiego. Według niego Van Rompuy miał jednak cichą charyzmę i zaskoczył wiele osób. Za jego główną zasługę należy uznać fakt, że strefa euro ciągle istnieje. Jest to nie tylko zasługa Belga, ale niewątpliwie jego wytrenowana przez dziesięciolecia w trudnej krajowej polityce sztuka budowania kompromisów przydała się w czasach wielkiego kryzysu w strefie wspólnej waluty. – On lał oliwę na wzburzone wody. Nie był może wizjonerem, ale zachował spoistość Unii, dbał o zachowanie spokoju i o pogodzenie Północy z Południem – ocenia Szymański.

Van Rompuy został wybrany na pierwszego przewodniczącego Rady Europejskiej w listopadzie 2009 roku. Miał być sekretarzem państw członkowskich. Kimś bez własnej inicjatywy, bez wizji, protokołującym po prostu życzenia poszczególnych przywódców. Bardzo szybko jednak kryzysowa rzeczywistość, groźba bankructwa Grecji i kolejnych członków strefy euro zmusiła go do szybkiego działania. Był pośrednikiem między Grekami czy Portugalczykami, którzy walczyli o przeżycie, a Niemcami, którzy bezwzględnie żądali cięć budżetowych. Van Rompuy odegrał kluczową rolę w pisaniu całej pokryzysowej legislacji, której celem było zwiększenie dyscypliny budżetowej, ale także jednoczenie rynków finansowych poprzez tworzenie unii bankowej.

Reklama
Reklama

Dla Polski ważne było to, że Van Rompuy jest przekonanym Europejczykiem, któremu zależy na jedności Unii. I choć z konieczności skupił się w latach swojego urzędowania na ratowaniu strefy euro, to jednocześnie pilnował, żeby nie doszło do podziałów na dwie grupy.

Van Rompuy nie był wizjonerem, ale udało mu się zachować spoistość Unii

– Nie porzucił idei awangardy, ale jednocześnie pilnował, żeby była ona otwarta na innych. Według niego tej drugiej fali, czyli krajom spoza strefy euro, trzeba dać wszystkie instrumenty, żeby mogli dołączyć – mówi nam jeden z jego współpracowników.

Van Rompuy dbał o to również w warstwie symbolicznej. Mimo że mógł organizować szczyty samej strefy euro, to po zamknięciu najgorszego etapu kryzysu wspólnej waluty praktycznie z tego zrezygnował. Sam podkreślał, że w pewnym momencie zrozumiał, jak ważne dla państw spoza strefy euro jest zapraszanie ich na spotkania dotyczące wspólnej waluty.

Van Rompuy nie interesował się polityką zagraniczną i nie angażował się w nią, choć traktaty unijne dają mu do tego prawo. Ta jednak dopadła go głównie przez kryzys ukraiński, który przez swoją wagę geopolityczną został przeniesiony ze spotkań ministrów spraw zagranicznych na szczyty przywódców, którym Van Rompuy przewodniczył. Tam jednak jego brak zainteresowanie okazywał się często korzystny z polskiego punktu widzenia. Belg oddawał inicjatywę dość zdecydowanej w sprawach wschodnich Angeli Merkel, a na jednym ze szczytów pozwolił nawet – czego podobno potem żałował – żeby ostrzejszy fragment konkluzji w praktyce podyktował ukraiński prezydent Petro Poroszenko.

W sumie jednak jego postawę w polityce wschodniej Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO, ocenia pozytywnie. – Jego stanowisko było lepsze z polskiego punktu widzenia niż to prezentowane przez szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso – mówi eurodeputowany.

Reklama
Reklama

Belgijski polityk rzadko udziela wywiadów, nie lubi być na pierwszym planie. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" w kwietniu tego roku powiedział, że przewodniczący Rady Europejskiej „nie powinien świecić własnym blaskiem". Jedyną ekstrawagancją, z której znany był publicznie, było pisanie haiku, czyli pochodzących z Japonii skrótowych form poetyckich. Haiku używał też w polityce. – Był mistrzem skrótowego formułowania ważnych politycznie komunikatów – ocenia Saryusz-Wolski.

Kraj
Bezsenne noce i walka o ciszę. Warszawa kontra ryk silników
Kraj
Za miesiąc zostanie otwarty taras na Varso
Kraj
„Polityczne Michałki”: Rekonstrukcja rządu w wakacje – co naprawdę zmienił Donald Tusk?
Kraj
Rekordowe zainteresowanie studiami na UKSW. Na jakie kierunki było najwięcej chętnych?
Materiał Promocyjny
Obrona: nowy priorytet Europy
Reklama
Reklama