Korespondencja z Brukseli
Po raz pierwszy od wybuchu światowego kryzysu gospodarczego w 2008 r. wydatki na obronę w europejskich krajach NATO i Kanadzie wzrosły. Stało się tak w ubiegłym roku.
Świadomość rosnących zagrożeń jest duża, ale ograniczenia budżetowe bolesne i ofiarą tego padła w poprzednich latach armia. Trend się jednak odwraca, w tym roku znów na wojsko pójdzie więcej pieniędzy. – 22 kraje zwiększą swoje wydatki w ujęciu realnym – mówił przed szczytem sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. To oznacza w sumie 8 mld dolarów więcej.
Ciągle jednak jest to znacznie poniżej celu ustalonego przez sojuszników na poziomie 2 proc. produktu krajowego brutto. W grupie krajów, w których wydatki realnie nieco spadną w tym roku, jest Polska. Ale i tak wyniosą 2 proc. PKB, czyli dokładnie tyle, ile chce NATO. Powyżej tej granicy oprócz nas są tylko: USA, Grecja, Wielka Brytania i Estonia.
NATO nie tylko oczekuje od swoich członków przeznaczania przynajmniej owych 2 proc. na armię, ale też rozsądnego gospodarowania tymi pieniędzmi, tak żeby wojsko było coraz nowocześniejsze. Dlatego rekomenduje się, aby 20 proc. budżetu obronnego szło na sprzęt. Ten warunek spełnia 10 z 28 państw sojuszu, w tym Polska.