Rzeczpospolita: Został pan wyróżniony tegoroczną Nagrodą Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego za reportaż o śmierci Igora Stachowiaka na wrocławskim komisariacie policji. Tymczasem dolnośląski NSZZ Policjantów złożył przeciwko panu zawiadomienie do prokuratury.
Wojciech Bojanowski: Trudno jest mi to zrozumieć. Gdy się o tym dowiedziałem, w głowie pojawiła mi się myśl, że to trochę nie w porządku, przecież przez rok nie wyciągnięto konsekwencji wobec policjantów, którzy w toalecie torturowali paralizatorem omyłkowo zatrzymanego człowieka, a ktoś chce teraz wyciągać konsekwencje wobec mnie. Funkcjonariusze znęcający się nad Igorem Stachowiakiem należą do tego związku zawodowego. Przypuszczam, że chcą się na mnie zemścić. Ale ja jestem na to zaimpregnowany, nie spędza mi to snu z powiek.
Sąd zwolnił pana z tajemnicy dziennikarskiej i za nieujawnienie informatorów grozi panu nawet więzienie. Co w tej sytuacji zamierza pan zrobić?
Nie ujawnię swoich źródeł. Jeżeli będę musiał ponieść konsekwencje, to niezależnie od tego, czy byłaby to kara grzywny czy pozbawienia wolności – choć sobie tego trochę nie wyobrażam – to poddam się jej z uśmiechem na twarzy. Dla dziennikarza zaufanie informatorów jest bardzo ważne. Szanuję wymiar sprawiedliwości, ale nie mogę pozwolić, by komuś, kto mi zaufał, coś teraz miało zagrażać. Decyzja sądu jest zaskakująca, albowiem nie miałem nawet okazji z tajemnicy dziennikarskiej skorzystać. Nie byłem dotąd w tej sprawie przesłuchiwany.
Piotr Malon, przewodniczący dolnośląskiego NSZZ Policjantów, przekonuje, że publikując nagrania, dokonał pan linczu na policjantach i że ferowanie wyroków na tym etapie śledztwa było nieuczciwe.