Kazimierz Ujazdowski, minister kultury, marzy, aby po tegorocznych wyborach ziścił się nareszcie sen o koalicji PiS - PO, do której nie doszło dwa lata temu. - Jeżeli będzie zgoda między tymi dwoma partiami, to w Polsce mógłby powstać silny demokratyczny rząd -uważa Ujazdowski.

Podobnego zdania jak minister kultury jest 18 proc. ankietowanych przez GfK Polonia. Ci respondenci mimo wszystkich złych słów, jakie przez ostatnie dwa lata padły między PO i PiS, mimo brutalnej kampanii wyborczej, w której obie partie bezpardonowo się atakują -wierzą w PO-PiS.

Również premier Jarosław Kaczyński twierdzi, że wierzy w możliwość zawiązania takiej koalicji. Ale -jak dodaje - tylko gdy wybory wygra PiS. A to oznacza, że taka koalicja mogłaby powstać tylko na warunkach podyktowanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Dla partii Tuska to mało zachęcająca perspektywa.

Jacek Kurski z PiS wyobraża sobie powyborcze porozumienie jego partii z PSL. Wiadomo, że ludowcy nie będą mieli dużego klubu w nowym parlamencie - tak przynajmniej wynika z przedwyborczych sondaży. Z małą partią teoretycznie łatwiej współrządzić niż z równorzędnym partnerem. Ale premier Leszek Miller przekonał się na własnej skórze, że małe PSL może być bardzo twardym partnerem.

Mimo to koalicji PiS - PSL chciałoby 12 proc. Polaków. Ale już koalicja trzech P: PO i PiS z dodatkiem ludowców, o której mówił kilka dni temu Waldemar Pawlak, cieszy się sympatią jedynie 7 proc. ankietowanych. Powrotu do koalicji PiS -LPR -Samoobrona chciałoby 8 proc. ankietowanych, mimo że wspólne sprawowanie władzy przez te trzy partie było pasmem politycznych kryzysów. Tylko co 20. wyborca chciałby wielkiej koalicji, o której mówił w miniony poniedziałek Donald Tusk. Lider PO poinformował o swoim pomyśle w dniu debaty Jarosława Kaczyńskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego. I dlatego nikt nie potraktował tego poważnie. Joachim Brudziński z PiS wyśmiał szefa Platformy, mówiąc, że gadanie o wielkiej koalicji to próba odwrócenia uwagi od debaty, do której Tuska nie zaproszono.