Dzisiejsza "Trybuna" donosi (o sprawie napisała też „Rzeczpospolita”):
"Krystian Zimerman, polski pianista światowej sławy, koncertował w amerykańskim Los Angeles w sławnym Walt Disney Concert Hall. W pewnym momencie, już pod koniec występów, kiedy miał zaczynać ‘wariacje na polski temat ludowy’ Karola Szymanowskiego, oderwał ręce od fortepianu i zwrócił się do publiczności. Powiedział bardzo zdecydowanym, stanowczym głosem, że jest to jego ostatni koncert w Stanach Zjednoczonych, ponieważ ‘nie chce grać w kraju, którego armia chce kontrolować cały świat’. – Zostawcie mój kraj w spokoju – mówił.
Wypowiedział się też bardzo krytycznie na temat Guantanamo, amerykańskiego obozu w bazie wojskowej USA na Kubie, w którym wielokrotnie stosowano tortury wobec więźniów i przetrzymywano ich latami bez wyroku sądów.
Wystąpienie słynnego pianisty wywołało na sali ogromne poruszenie. Około 30 – 40 osób, jak relacjonowała PAP, opuściło Concert Hall. Niektórzy wyrażali niezadowolenie, przeklinali, rzucali mięsem pod adresem Zimermana, krzyczeli, żeby się zamknął. (...) Jeśli dotrzyma słowa, a po determinacji artysty wydaje się, że tak będzie, Krystian Zimerman nie zagra już w Ameryce na znak protestu wobec polityki zagranicznej supermocarstwa."
Krystian Zimerman jest Wielkim Artystą. Mistrzem. I proszę, by grał. Będę go dalej słuchał. Ale muzyki, Mistrzu, muzyki. Proszę o Chopina. O nic więcej.