Chodzi o stołecznych policjantów, którzy tropili głośne porwania przypisywane gangowi obcinaczy palców. Prokuratura bada, czy funkcjonariusze nie dopuścili się poważnych przestępstw.
– Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień. Miało to polegać na utrudnianiu postępowań prowadzonych w sprawie o uprowadzenie osób dla okupu poprzez tworzenie fałszywych dowodów i stosowanie przemocy w celu wymuszenia zeznań i wyjaśnień – mówi “Rz” Janusz Kordulski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. – Nic więcej nie mogę powiedzieć – zaznacza.
Sprawa jest niecodzienna. Ze względu na kaliber podejrzeń i to, że doniesienie złożył sam komendant główny policji gen. Andrzej Matejuk.
– Po zapoznaniu się z informacjami zebranymi przez Biuro Spraw Wewnętrznych (tropiące przestępstwa policjantów – red.) komendant główny powziął podejrzenie o naruszeniu prawa przez funkcjonariuszy – mówi “Rz” Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Rzecz dotyczy serii porwań w latach 2003 – 2005 na Mazowszu. Bandyci żądali za uwolnienie ofiar setek tysięcy euro okupu. O tym, że nie żartują, miały przekonać przesyłane rodzinom obcięte palce porwanych. Dlatego grupę okrzyknięto gangiem obcinaczy palców.