Semka: Łódzkie rozrachunki

Komentatorzy kolejny dzień żyją sprawą napadu na lokal PiS w Łodzi.

Publikacja: 22.10.2010 12:00

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

W „Polsce The Times” Paweł Siennicki pesymistycznie głosi, że „Smoleńsk nie przerwał spirali nienawiści, nie skończy jej tragedia w Łodzi.”

Siennicki pisze: „Co jest najsmutniejsze, to to, że w debacie, jaka rozgorzała po tragedii, niewiele jest refleksji, a przede wszystkim zwykłego ludzkiego współczucia dla rodziny zamordowanego. Nawet w majestacie śmierci pałki używane przez polityków cały czas są w ruchu i trwa w najlepsze okładanie się nimi.

Staram się zrozumieć pretensje polityków Prawa i Sprawiedliwości. Zginął ich kolega, tylko dlatego, że miał nieszczęście przebywać w biurze poselskim. Ale czy rzeczywiście można kogokolwiek w świecie politycznym uczynić winnym tej zbrodni, wskazać palcem na jakieś środowisko? Moim zdaniem nie można. Odpowiedzialni za zabójstwo nie są bynajmniej, jak chciałby Jarosław Kaczyński, politycy PO. Silna jest pokusa uznania za głównego prowodyra agresji w polityce Janusza Palikota, który nieraz wszelkie przekraczał granice, choćby mówiąc o patroszeniu prezesa PiS. Palikota można uznać za destruktora standardów debaty publicznej, ale też uproszczeniem byłoby nazwanie go jedynym winnym polityki agresji i przełamywania norm kulturalnego dyskursu politycznego.

Czy zatem zasadne jest stwierdzenie o symetryczności odpowiedzialności za wyrażenia w Łodzi? Bo krytycy PiS już formułują zarzut, że partia Kaczyńskiego odpłacała pięknym za nadobne i w równym stopniu podgrzewała nastroje co Janusz Palikot. To też nie jest prawda. Huśtawki nienawiści bynajmniej nie rozhuśtał sam jeden Jarosław Kaczyński. Choć gdyby lider PiS trwał nadal w swojej retoryce z czasów własnej kampanii prezydenckiej, sam ogłosiłbym go dzisiaj autorem największej sanacji standardów w polskim życiu publicznym. Tak jednak się nie stało.

Chciałbym mocno powiedzieć: uważam, że za spust w biurze PiS pociągnął szaleniec, szukanie bezpośrednich winnych tragedii wśród polityków nie służy niczemu innemu jak budowaniu kolejnego spektaklu i nakręcaniu kolejnych emocji. Zaledwie pół roku temu, patrząc na lądujące kolejne samoloty z trumnami ofiar katastrofy w Smoleńsku, politycy od lewa do prawa gremialnie ogłaszali zakończenie wojny polsko-polskiej. Pół roku później z tych deklaracji został już chyba tylko popiół. Jeśli po Smoleńsku stracona została szansa na naprawienie stanu debaty publicznej, to uważam, że tym bardziej nie ma szans na jej poprawę po tragedii w Łodzi. Tym razem również nie będzie żadnego nowego otwarcia. Możemy teraz co najwyżej liczyć na większą odpowiedzialność za słowo, choć też nie oczekiwałbym przełomu.

I tu dochodzimy do odpowiedzialności nas wszystkich, nie tylko polityków. Sprzeciwiam się próbom obarczania mediów czy dziennikarzy odpowiedzialnością za podgrzewanie atmosfery nienawiści. Naszym, dziennikarzy, zadaniem jest opisywanie rzeczywistości we wszystkich jej odcieniach. Mamy wręcz obowiązek wyciskania od polityków z mainstreamu prawdziwych poglądów, nawet jeśli są szokujące. Choćby po to, żeby rozliczyli ich wyborcy.

Uważam jednak, że po łódzkiej tragedii może się coś zmienić. Może warto zacząć od walki z internetowym chamstwem. Polska sieć stała się bowiem swoistym rezerwatem szaleństwa, fora internetowe wręcz puchną od przykładów szaleństwa, nierzadko są to groźby karalne.”

Tyle Siennicki.

Może i udałoby się skupić na powadze śmierci, gdyby nie poczucie PiS, że jest przedmiotem nagonki. I udowadnianie, że pisowcy mają manie prześladowczą niczego nie rozwiąże. Bo przemysł pogardy był i jest faktem. A pseudoprzeprosiny polityków PiS jeszcze dolewają oliwy do ognia.

W wywiadzie dla TVN prezydent Komorowski niby przeprasza, ale przepraszając także za Macierewicz zamienia całą sprawę w kpinę. Podobnie jak Niesiołowski, niby przepraszając w programie Moniki Olejnika, de facto dolewając jeszcze oliwy do ognia.

A co do Siennickiego nie dziwię się, że nie ma on ochoty na dyskusję o nakręcaniu polityków poprzez wybijanie przez media ostrych i zaczepnych wypowiedzi. Siennicki sam uwielbia przeprowadzać pieprzne wywiady z których soczyste cytaty wybijane są potem na portalach internetowych. A pomysł monitorowania szaleńców w Internecie? Brzmi efektownie i jest nawet słuszny – tyle, że kto ma się tym zajmować? Policja? Już słyszę tyrady szefów MSW o braku ludzi i oburzenie Internautów inwigilowaniem sieci.

W „Dzienniku Gazecie Prawnej” Tomasz Wróblewski pisze: „Zbrodnia w Łodzi, awantury na Krakowskim Przedmieściu, katastrofa pod Smoleńskiem. Kolejne wstrząsy do żywego dotykały nasze uczucia, ale w żaden sposób nie zburzyły porządku i stylu polityki. Jak w biało-czarnych westernach tło się przesuwa, zmienia się krajobraz, a ci sami kowboje dalej tkwią w tej samej strzelaninie. Wystarczy wziąć kilka najbardziej zaangażowanych tekstów , polemik i tyrad polityków z dowolnego okresu naszej półrocznej kłótni narodowej i powymieniać fakty. Zbrodnię w Łodzi na smoleńską katastrofę, awanturę pod krzyżem na awanturę w Sejmie. Myśli i argumenty mogą zostać bez zmian. (...)

A może w tym narodowym popisie retoryki jest coś krzepiącego. Po wszystkich wstrząsach i tragediach sondaże opinii nieco falują, ale jak na okoliczności i słowa, które padają, oskarżenia o zbrodnie, faszyzm, komunizm, zdradę narodową, jesteśmy zaskakująco stabilni w swoich nastrojach.

Państwo działa, gospodarka jeszcze lepiej. Świat jakby nie widział naszych awantur i inwestuje na potęgę. Stabilność polskiej sceny politycznej i ulicy jest zaskakująco duża, jeżeli porównamy to z zawirowaniami w Grecji, we Francji, Włoszech.

Może w tym szaleństwie jest metoda. Coś w rodzaju zbiorowej psychoterapii. Gadanie jeden przez drugiego, jeden na drugiego, bez większego celu ani myśli przewodniej. Ot tak, żeby rozładować kolejne frustracje i z powrotem wziąć się do roboty.”

Wszystko pięknie, tylko ten uspokajający krajobraz ma jedną wadę. Oto właśnie w wyniku nadmiaru emocji został zamordowany człowiek.

A słowa Wróblewskiego przyjmuję raczej jako chęć znalezienia sposobu na zachowanie stoickiego spokoju mimo przygnębiającej świadomości pogrążania się Polski w zimnej wojnie domowej.

Wreszcie „Gazeta Wyborcza”, która piórem Ewy Milewicz wzywa wyborców Pis, aby odsunęli Jarosława Kaczyńskiego do władzy.

W komentarzu „Zablokować piranie” pisze: „Dopóki wyborcy nie przyswoją sobie, że w każdej partii mają paletę nazwisk do wyboru, że nie muszą głosować na tych z pierwszych miejsc, tych, którzy co dzień mówią to samo co zawsze, bez związku z rzeczywistością - będziemy w każdej kadencji parlamentu czytać o mowie nienawiści, wojnie polsko-polskiej, polskim piekle. Czytamy o tym już 20 lat, choć z różnym natężeniem.

W to, co się dzieje dziś w Polsce, skutecznie mogą wkroczyć tylko wyborcy. Nikt inny, żaden mąż stanu nie uleczy Polski z PiS-u. PiS to Jarosław Kaczyński. I tylko on. A on od czasu katastrofy smoleńskiej napędzany jest jedną myślą: pomścić tę śmierć.

"Oni" muszą za nią zapłacić. Oni to Rosjanie. Oni to Platforma, jej czołówka, każdy, kto jakimś słowem lub czynem wystąpił przeciw Lechowi Kaczyńskiemu. To cały program PiS.

W PiS-ie nie działają hamulce. Lech Kaczyński i jego żona Maria nie żyją. Tylko z nimi chciał lub musiał się liczyć prezes tej partii. Na wyniku wyborczym też mu nie zależy. 25 procent czy 7? A jakie to ma znaczenie?

Zależy mu na pomszczeniu najbliższych. Misją PiS jest więc codzienne piętnowanie Tuska stemplem moralnej odpowiedzialności - za katastrofę smoleńską, za morderstwo w Łodzi.

Lista win bez końca i bez sensu. Kaczyński mówi z trybuny sejmowej o gaszeniu moczem zniczy pod Pałacem Prezydenckim. I o gaszeniu niedopałków papierosów na szyjach modlących się kobiet. Policja nie reagowała? Musiał jej Tusk zakazać.(..)

Tu żadne pojednanie nie jest możliwe. Bo pojednanie albo nawet tylko uspokojenie dla Jarosława Kaczyńskiego byłoby zdradą. Muszą interweniować wyborcy.”

Efektowny pomysł felitonistyczny ale raczej kulą w płot. Pani Ewa myśli, że jak w jej opinii akty agresji wobec obrońców krzyża są absurdem, to myślą tak wszyscy w tym wyborcy PiS. Nie - bo maja dostęp do Internetu i znają nagrania choćby „Frondy” spod krzyża na których młodociani chamusie obrażają ludzi modlących się na Krakowskim Przedmieściu.

Komentatorzy lubią powtarzać, że każdy występ lidera Pis daje punkty wyborcze Donaldowi Tuskowi Ale działa to i druga stronę - każdy występ Kazimierza Kutza i Janusza Palikota przekonuje miliony Polaków do wspierania Kaczyńskiego.

I dlatego pomysł Ewy Milewicz to cios w próżnię.

Co oczywiście nie wyprowadza nas z fatalnego klinczu na polskiej scenie politycznej. Ale hasła „za łódzka tragedię winny jest sam PiS” – wyborcy Pis nie kupią.

W „Polsce The Times” Paweł Siennicki pesymistycznie głosi, że „Smoleńsk nie przerwał spirali nienawiści, nie skończy jej tragedia w Łodzi.”

Siennicki pisze: „Co jest najsmutniejsze, to to, że w debacie, jaka rozgorzała po tragedii, niewiele jest refleksji, a przede wszystkim zwykłego ludzkiego współczucia dla rodziny zamordowanego. Nawet w majestacie śmierci pałki używane przez polityków cały czas są w ruchu i trwa w najlepsze okładanie się nimi.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo