– Centralne Biuro Antykorupcyjne naruszyło prawo, pisząc „chory scenariusz”, by mnie skompromitować – tak w piątek Weronika Marczuk komentowała decyzję prokuratury.

Na specjalnej konferencji stwierdziła, że wypowiadane przez nią przez półtora roku słowa o niewinności teraz znalazły potwierdzenie. Ale zaznaczyła, że umorzenie śledztwa wobec niej nie jest sukcesem. – Zwycięstwo w walce o prawdę i dowodzenie swojej niewinności nie smakuje rewelacyjnie. Nikt nie jest w stanie przywrócić mi tego, co straciłam – mówiła.

Celebrytka usłyszała zarzuty po prowokacji, jaką we wrześniu 2009 r. zorganizowało CBA. Została zatrzymana w restauracji w Warszawie, a działania wobec niej prowadził m.in. słynny agent CBA Tomasz.

Marczuk postawiono zarzuty powoływania się na wpływy oraz żądania i wzięcia łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu procesu prywatyzacyjnego Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Miało chodzić o 450 tys. zł, z których – według CBA – miała przyjąć pierwszą transzę 100 tys. zł. Teraz śledczy uznali, że do przestępstwa nie doszło, bo Marczuk nie powoływała się na wpływy, a z potencjalnym nabywcą – WNT – łączyła ją umowa o doradztwo. Prokuratura bada, czy CBA nie przekroczyło w tej sprawie uprawnień.

Mariusz Kamiński, ówczesny szef CBA, napisał w oświadczeniu, że umorzenie jest: „przykładem wyjątkowej niekonsekwencji i złej woli prokuratury. Przypominam, że to nie CBA, ale Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła pani Marczuk zarzut płatnej protekcji. Więcej nawet. Skierowała do sądu wniosek o jej tymczasowe aresztowanie, co oznacza, że miała przekonanie graniczące z pewnością, iż do takiego przestępstwa doszło”.