Katarzyna W. niczym rasowa celebrytka chętnie korzystała z popularności, proponując wywiady za pieniądze. Gdyby nie wymyśliła chwytającej za serce bajki o porwaniu córeczki, dziś zapewne nikt by o historii rodziny W. z Sosnowca nie pamiętał, a za zdjęcie Katarzyny W. gazety kolorowe nie płaciłyby jak za zdjęcia celebrytów. 24 lutego ruszyła jednak machina, której nikt nie potrafi zatrzymać. Ogromną rolę w niekończącym się show odegrał także detektyw o zacięciu aktorskim, ekshibicjonizm rodziny W. i moda na masowe podglądactwo - twierdzą eksperci.
Zaproszenie do domu
Wymyślone porwanie półrocznej dziewczynki z wózka w centrum miasta i prośba do społeczeństwa, by pomogło ją odnaleźć, było jak zaproszenie do domu W.
Dlaczego Polacy tak chętnie śledzą tę właśnie tragedię? - Historia Katarzyny W. z Sosnowca nie tylko przykuwa uwagę ludzi, ale także pozwala zaangażować własne osądy, emocje, wzbudza silną społeczną potrzebę określenia winnych i wymierzenia kary - tłumaczy dr Joanna Heidtman, psycholog społeczny. Jej zdaniem samo podejrzenie o zabójstwo dziecka przez matkę przyciąga uwagę. - Społeczeństwo, które jest niejako strażnikiem relacji rodzinnych, reaguje na takie patologie więzi szczególnie ostro - dodaje dr Heidtman.
Zdaniem medioznawców fenomenu popularności W. należy doszukiwać się w niespodziewanych zwrotach akcji jej historii. - Ofiara, której zaginęło dziecko, po pewnym czasie staje się katem. Na wstępie instytucje publiczne, a także społeczeństwo włączają się w poszukiwania dziecka, potem, gdy okazuje się, że była to mistyfikacja, ludzie zaczynają śledzić losy tej historii, oczekując na finał tej sprawy - opowiada Joanna Gepfert, ekspert w dziedzinie budowania wizerunku z firmy PRProjekt. Podkreśla też fakt, że społeczeństwo mogło aktywnie uczestniczyć w tych wydarzeniach, biorąc udział w poszukiwaniach Madzi, co czyniło z tej historii swoiste reality show.
Społeczeństwo szybko też podzieliło się na tych, którzy optowali za winą i karą, oraz tych, którzy szukali innych przyczyn wydarzenia, ponieważ sprawa przez długi czas była niejasna. - Ludzie, potrzebując tej jasności, szukali informacji w domysłach, czyli pomiędzy sobą, w rozmowach, hipotezach - dodaje psycholog Heidtman.